POSTscriptum Strona Główna  
  POSTscriptum
FAQ  FAQ   Szukaj  Szukaj   Użytkownicy  Użytkownicy   Grupy  Grupy
 
Rejestracja  ::  Zaloguj Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
 

Odpowiedz do tematu POSTscriptum Strona Główna » DZIAŁY AUTORSKIE » Utwory zebrane » Elżbieta » Czym nakarmić Inwalidę?
Czym nakarmić Inwalidę?
Autor Wiadomość
Elżbieta 
E.M.B.A.


Wiek: 25
Dołączyła: 21 Sty 2008
Posty: 18475
Wysłany: 2012-07-31, 16:22   Czym nakarmić Inwalidę?

Czym nakarmić Inwalidę?



... wejść w sam środek wiosny... schować się w niej, przytulić do ciepłych słonecznych plam rozkładających się w świeżej trawie
jak to dobrze, że pamiętała, żeby wrócić po zimie w zapomniany przez ludzi las...


•••••••
Do domu zagubionego, między gęsto rosnącymi drzewami, prowadzi jedna droga. Wije się wysypanym żwirem, ugniecionym kołami samochodów. Bywają dni, w które nie przechodzi tędy nikt, i nic, poza snami. Te zjawiają się wcześnie, na palcach, cisza im sprzyja i gładka ciemność szklanych ścian.

W pogodne noce niebo przypomina stół bilardowy z roztrąconymi bilami, liczydło gwiazd, rozłożony na karcie atlas nieboskłonu, o którym w mieście się nie pamięta, mimo że jest, ale niewidoczny, więc tak jakby nie istniał.

Ciemność szklanych tafli dzieli świat na ciepły i chłodny, suchy i wilgotny, ten bliski i ten za, ten drugi nocą przechodzi we władanie lasu, zwierząt, nocnych ptaków, rzeki, rozmawiającej z kamieniami, drzewami.

Świat jest... dwustronny.


Ignorować, ignorować wszystko, co jest jeszcze dalej niż za. Granice można dowolnie przesuwać, jak płot. Dalej albo bliżej, paliki są łatwe do przekopania, jednak to wymaga wysiłku. Albo wbić nowe. Albo... zbudować mur, do samego nieba, do błękitu z ławkami obłoków, mur z przysuniętą drabiną. Ona tak na wszelki wypadek, jeśli czasem korciłoby sprawdzić, co się dzieje poza. Niech się tam za tym murem biją, niech sobie wybijają zęby, szturchają, przepychają, niech się obrzucają błotem, słowami, podejrzeniami, w tym dalej niż za, po tamtej stronie, po tej jest las i ptaki i sarny i kojoty.


Kojot przechodzi dolinką ze dwa, trzy razy dziennie. Zimą łatwiej go było dostrzec, bo drzewa bez liści nie zasłaniały go dostatecznie przed oczami obserwatora. Widywałam go, przechodzącego dolinką z południa na północ, zawsze z południa na północ, zawsze powoli i z rozwagą. Przechodził ostrożnie, rozglądając się na boki. Przy jego pierwszym marszu przez moje kuchenne pole widzenia, gdy tak kroczył przez śnieg i wystające gdzieniegdzie łaty, brunatnego o tej porze roku poszycia dolinki, dostrzegłam, że kuleje. Właściwie w ogóle nie używa przedniej prawej łapy. Od tego czasu łatwo go rozpoznawałam, jeśli kojot i kuleje - to nasz kojot Inwalida.

Dokąd szedł, skąd? Gdzie mieszka? Czy wie, że patrzę teraz na niego ze wzgórza, z przeszklonej fortecy, zamku, w którym mieszka cywilizacja, nad którym krążą satelity, łączą świat pajęczyną fal, sygnałów? Czy domyślał się, że przechodzę wzdłuż przeszklonej ściany, żeby go jak najdłużej mieć na oku? Czemu kulał, co takiego się wydarzyło w jego kojocim życiu, że przypłacił to inwalidztwem.

Jest piękny, któregoś dnia przyjrzałam mu się dokładniej przez lornetkę. Wygląda jak wilk.
- Widziałam dzisiaj wilka – któregoś zimowego popołudnia, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Inwalidę, zakomunikowałam o tym mężowi, gdy wrócił z pracy.
- Niemożliwe. Wilka? Tu nie ma wilków – odpowiedział z przekonaniem.

Ja jednak nie bardzo mu wierzyłam. A może, może tu akurat są, może Janella wyhodowała wilki, taki ewenement, odstępstwo i są?

- Skąd wiesz? – wypytywałam.
- Rozmawiałem z sąsiadami, czytałem, nie ma.
- No to, co to mogło być? Wilczur? Duży pies?

Jako jeden z najlepszych prezentów na nowy dom, dostaliśmy przewodnik o zwierzętach w centralnej części naszego stanu. Teraz miał się przydać.
- Jak to dobrze wiedzieć – myślałam zadowolona - że wszystko jest gotowe, skatalogowane, sfotografowane. Nie trzeba się zastanawiać, sprawdzać.

Kartkowałam niewielkiego rozmiaru książkę, szukając obrazka kulawego gościa. Kojot, rzeczywiście, kojot, ale wygląda jak wilk, można się pomylić. Gdybym go zobaczyła z bliska? Nawet nie ma co... wilków tu nie ma. I pomyśleć, że kiedyś, ci dawniejsi mieszkańcy okolic nie mieli przewodników z obrazkami, zdjęciami. Musieli sprawdzać naocznie, doświadczać, przekonywać się.

Inwalida ma piękne oczy. Przez lornetkę, bo z bliska ich nie widziałam, mimo wszystko boję się kojotów, nawet takich chodzących na trzech łapach.
- Czy one atakują ludzi? – spytałam moją wyrocznię i encyklopedię.
- Nie, podobno od razu uciekają – znowu ta pewność w głosie.

Aż tu któregoś dnia, satelita, wszystko dzięki satelicie, pokazał mi, że nieprawda, że atakują, jak głodne, to są nieprzewidywalne i atakują nawet ludzi.

Czym nakarmić głodnego kojota, Inwalidę?

© Elżbieta
ósmego dnia maja 2010 roku
_________________
przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
ˆ E

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
POSTscriptum Strona Główna » DZIAŁY AUTORSKIE » Utwory zebrane » Elżbieta » Czym nakarmić Inwalidę?


Kontakt:

w sprawach merytorycznych:
Amandalea: amandalea@interia.pl, Leszek Wlazło: niepoeta2@wp.pl

w sprawach techniczno-merytorycznych:
Łukasz Pfeffer (luk19952): lukasz@pfeffer.com.pl


Pfeffer.com.pl - Zaistniej w internecie
 
 

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by Dustin Baccetti modified by Nieoficjalny support phpBB2 by Przemo