POSTscriptum Strona Główna  
  POSTscriptum
FAQ  FAQ   Szukaj  Szukaj   Użytkownicy  Użytkownicy   Grupy  Grupy
 
Rejestracja  ::  Zaloguj Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
 

Odpowiedz do tematu POSTscriptum Strona Główna » PISANE PROZĄ » Różne gatunki prozy » "Mickiewicz zmęczony"
"Mickiewicz zmęczony"
Autor Wiadomość
fiołkowa 
b. befana_di_campi

Dołączyła: 24 Kwi 2017
Posty: 2248
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2018-06-23, 23:19   "Mickiewicz zmęczony"

„Lecz kiedy zamkniesz oczy, zawsze myślisz o mnie” (Jan Lechoń: „Mickiewicz zmęczony”)

Wciągnął a następnie wydął policzki: Gillette przesunęła się miękko po natłuszczonej skórze podbródka. Nigdy nie używał mydła, niechętnie elektrycznej golarki.
Oliwka pachniała lawendą i mirrą, żel pod prysznic jeszcze parował świeżą wonią w skapującej gąbce, zęby wypucowane Ajoną, tylko te pod oczami worki oraz przygaszone tęczówki. No tak, prawie 48 godzin bez snu.

Czuwał przy umierającym, lecz czy musiał? Pewnie nie, wystarczyło przecież pójść z Sakramentami do nieprzytomnego Wacka, by go - jako tako - zadysponować na śmierć.

„Wacek był wierzącym, choć niepraktykującym – zapewniała Alicja dawna szkolna koleżanka Krzysztofa - i bardzo dobrym człowiekiem” - sucho załkała.

„Ale dlaczego wiedząc o terminalnej chorobie nie uregulował tych spraw odpowiednio wcześniej?”, zapytał z lekka skonsternowany. „Bo widzisz, Krzysiu - odpowiedziała zrozpaczona – on nie przypuszczał, że to tak szybko pójdzie…”

I poszło, wręcz ekspresowo, iż nie trzeba było uśmierzać odleżyn. Pielęgnacyjne balsamy oraz maści jeszcze nierozpakowane, podobnie z materacem. Chory leżał nieprzytomny i jedynie jego język obracał się wiatrakiem we wpółuchylonych wargach, gdy ręce ułożone grzecznie wzdłuż ciała czekały jakby na trumnę.

Nachylony Krzysztof udzielił absolucji. Wtedy otworzyły się oczy chorego: rozświetliły i zapatrzyły w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Poruszyła dotąd bezwładna prawa dłoń zakreślając w powietrzu nieporadny znak krzyża. Wtedy Krzysztof wpuścił mu do ust kropelkę konsekrowanego wina.

Wacek umarł wczesnym rankiem na dzień następny. To nie żona, lecz Krzysztof przymknął mu powieki, ponieważ umęczona Alicja spała w sąsiednim pokoju ciężkim snem osoby, którą opuściły wszystkie siły. Zbudzona, natychmiast zaproponowała gościowi śniadanie. Wypił kawę z mlekiem, zjadł kajzerkę z masłem, poprosił o łyk aroniowej nalewki, zapalił papierosa. Mszę odprawi wieczorem. Już po spotkaniu z Lidią. Teraz to przede wszystkim:

Brewiarz

„Już wschodzi zorza poranna,
Zabrzmiało niebo weselem
I ziemia śpiewa radośnie,
A piekło jęczy w udręce.

Bo Król tak bardzo potężny
Zniweczył moce śmiertelne,
Podeptał władzę Otchłani
I więzy jeńców rozerwał.

Gdy kamień w grobie Go zamknął…”

Odmawiając, rozmyślał: tyle widział i będzie jeszcze widzieć śmierci. Tyle razy ocierał śmiertelny pot; mył unurzanych w kałowej smółce umarłych, tyle razy wdychał zaduch konania aż się zdążył odczulić; tyle razy intuicyjnie oglądał odłączającą się od ciała duszę; tyle razy widział ten niebiański spokój na znaczonych cierpieniem twarzach. Wacek wyglądał podobnie:

„…O stań się, Jezu, dla duszy
Radością Paschy wieczystej..."

Gdzie przebywa poza ciałem Wacek? „Regina coeli laetare, allelluia. / Quia quem meruisti portare, allelluia. / Resurrexit sicut dixit, allelluia…” Bowiem Lidia, ta, której w żaden sposób nie był w stanie zapomnieć, opisywała mu w jednym ze swych listów, sen: szła z mamą Natalią podmiejską drogą. Jeszcze tułały się po poboczach resztki przyrody, lecz krajobraz żałośnie zdegradowany. Obie panie podążały wydeptaną ścieżką w stronę niezabudowanego placu, względnie przeznaczonego pod zabudowę nieużytku, kiedy stanęła im na przeszkodzie siatka, zaś za tą siatką - cudowny staroświecki sad. Świeżo pobielone drzewka i wyprostowane gałęzie owocowych drzew tak jak to na przedwiośniu bywa. Wygracowana ziemia, skąd przebijały nieśmiałe kiełki traw; gdzieniegdzie radowały się rozchylonymi płatkami wiecznie kwitnące stokrotki.

„Mama chciała pójść przez ten ogród na skróty, ja jej nie pozwoliłam – relacjonowała. Powiedziałam, że nie można deptać po czyjejś ciężkiej pracy, skoro się w niej nie uczestniczyło. I wtedy wyraźnie usłyszałam głos: "Ten sad to granica równoległych światów. Po drugiej stronie też mieszkają ludzie, pracują, cieszą się, a czasami smucą. Na ciebie jeszcze nie czas.”

Światy równoległe: otwarte drzwi albo okno. Pustki i bezdroża czy może miasta psychodeliczne? Bieg przez białosrebrny tunel bądź kręcenie się w kółko wśród pozamykanych na głucho domostw?

„Panie, Ty przeszedłeś drogę męki i krzyża,
spraw, abyśmy cierpiąc i umierając w zjednoczeniu z Tobą, z Tobą również zostali wskrzeszeni.”

O, tak wskrzeszeni. Jedni ku wiecznej chwale, drudzy ku wiecznej zagładzie. Rozświetlone spojrzenie Wacka potwierdzało niejako, że:

„Królu chwały, oczekujemy dnia Twego objawienia; daj, abyśmy oglądali Twoje oblicze i byli podobni do Ciebie:

Ojcze nasz...” zaś po modlitwie wciąż ta sama, od lat nawracająca reminiscencja pod jednakowym tytułem:

Wróżba doskonała z jednoczesną sugestią, iż:

wystarczy sobie powmawiać, że zaraz się zaśnie. Zmęczenie nie jest żadnym snem, a jeśli nawet, to bardziej przypomni czuwanie tykającego budzika, gdzieś na pograniczu jawy i równoległych miejsc aniżeli konkretny odpoczynek. I ta ich po wielu, pozornie pustych dekadach – randka. Spotkanie z kobietą życia – jakby wbrew im obojgu. Jej oraz jemu, a przecież tak się kochali. Mądrze, dojrzale, z wyczuciem serc, bez samolubnego, wzajemnego wchodzenia sobie na własne ścieżki czy kontaminacje.

Nie potrzeba mu retrospekcji: Lidia niby mickiewiczowska Maryla pojawi się niezmiennie pod powiekami w chwili głębokiego zanurzania w pluszową ciemność nocnego niebytu. I zawsze, nawet wówczas, kiedy z nią stracił zupełny kontakt, to jej tamta dziewczęco-kobieca postać spływała orzeźwiającą wonią rozkwitających lip po wczesnoletniej gwałtownej burzy. Lidia, tajemnicza pani z dotychczas niedostępnego mu świata.

Uniwersyteckie miasto nie było metropolią; tu znali się wszyscy ze wszystkimi, a jeżeli się nawet nie znali, to na pewno poznali. Chociażby z widzenia.

Podobnie było z Lidią. Zatrudniana w rozmaitych naukowych, historyczno-sztucznych, znaczy muzealnych instytucjach, pisywała do literackich tygodników, tłumaczyła (bardzo zresztą wiernie i pięknie) poetyckie teksty, miała wielu znajomych twórców w rozmaitym wieku, ponieważ – jak zabobonnie szeptano sobie na ucho – jej recenzje przynosiły autorowi szczęście, czyli rozgłos.

Lidia od polityki stroniła. W momencie, kiedy zostawała jej naga pensja to wspomagała się korepetycjami bądź technicznymi tłumaczeniami do Dederonu, ponieważ tu przede wszystkim miała znaczenie znajomość fachowych terminów, nie bezbłędna gramatyka.

Lidia była egerią, dlatego niechętnie szła przed szereg i zawsze wybierała doradztwo w miejsce rządzenia. Nie lubiła tłumów, kryjąc się dyskretnie za plecami ówczesnych notabli, jakkolwiek sporo z nich ją znało. Podobno nieźle.

A Krzysztof miał ambicje. Oczywiście literackie. Marzyła mu się kariera dramaturga ewentualnie prozaika. Albo filmoznawcy. Lidia prócz tego, że mu się bardzo podobała, mogła też się okazać niezwykle pomocna. Zwłaszcza w udzielaniu zbawiennych rad.

Poznał ją przy jednym z klubowo-kawiarnianych stolików. Przedstawił ich sobie wspólny znajomy, który następnie – w wolnych chwilach oraz bez świadków – opowiedział im, kto kim jest oraz co sobą reprezentuje. Wtedy Krzysztof całkowicie postradał dla lady rozgorączkowaną głowę.

Ich miłość? Zwariowana oraz spełniona dokonana wyłącznie z jej inicjatywy, lecz na pewno nie z kaprysu. Bo ukochana fatalną kobietą nie była, wręcz przeciwnie: pojawiała się zawsze, gdy zaistniała określona potrzeba udzielenia nagłej pomocy.

Siedział więc teraz sobie przy kawie oraz Pepsi zupełnie nieświadomy, że obok niego w kawiarnianym ogródku przysiadła także potężna Cyganka, gdy on - urody raczej chłopczykowatej oraz analogicznej postury. Oczywiście musiała go zaczepić, proponując wróżbę.

- Dziękuję, nie trzeba, nie wierzę – bez przekonania usiłował spławić babsko.

A jużci: „nie wierzę”, powiedzieć to kutej na cztery kończyny Romce z wielkim, ropiejącym strupem na czole.

- Ej, cudny chłopczyku, ty nawet nie wiesz, jakie cię spotka szczęście. Ty nawet nie wiesz… - ciągnęła obrzydliwie kleistym jak rozgrzany asfalt, głosem – ty nie wiesz, że jeszcze dziś twoja lalunia zostanie twoją…

- Lalunia? Nie mam żadnej laluni… – lekko się zawahał.

- Nie masz? No połóż, chłopaczku, jedną ze stóweczek na lewej dłoni a dowiesz się wszystkiego. Nie żałuj biednej Cygance, nie żałuj! Masz ich sporo…

Tak, miał. Fakt, posiadał ich niemało, gdyż wreszcie pozbierał różne zaległe wypłaty za te swoje najrozmaitsze umowy o dzieło.

Ponieważ bezczelna baba świdrowała go podbitym okiem (drugie miała zaklejone) więc sięgnął niechętnie do jednej z kieszeni.

Cyganka w mgnieniu oka wyrwała mu z ręki banknot, obrzydliwie rechocząc jak to jej śliczny chłopyś uiścił się z zapłaty. „Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, to połóż drugą stówę. Lalunia kochać będzie dotąd, dopóki nią się nie znudzisz.”

- Co takiego? – wrzasnął jakby ukłuty – Czy ja kiedykolwiek miałbym się nią znudzić?

- Hej, Krzysiu, nie dawaj się wrabiać – zawołał w obcym języku osobliwie mu znajomy, kobiecy głos, a do Romki po polsku:

- Zjeżdżaj, gdyż możesz oberwać! Ode mnie, torebką.

Lidia usiadła z impetem, po czym upiła z jego szklanki Pepsi...

I zawsze w tej akurat chwili z jego zaszłych wydarzeń, te właśnie zdarzenia zaczynały się rozpływać, rozmywać, płowieć, zacierać, choć nadal on, niczym Wieszcz:

"Mickiewicz zmęczony"

który „bardzo wiele cierpiał” wreszcie zasypiał patrząc znowu jak ona idzie sobie i idzie w tej nadniemeńskiej, wyśpiewywanej przez Jana Bohatyrowicza, pieśni, wysoką, o jakże wysoką górą, podczas kiedy on, ksiądz Krzysztof, niby przycupnięty pod kalinowym liściem owad, tkwi w swojej dolinie i tkwi, aż do kolejnego wybudzenia.
_________________
Z Ciemnogrodu, gdzie najjaśniej bywa pod latarnią :rotfl:
 
 
jaga 
Jadwiga


Wiek: 23
Dołączyła: 31 Mar 2011
Posty: 4521
Skąd: lubuskie
Wysłany: 2018-06-24, 07:00   

przeczytałam - na chwilę obecną zamyśliłam się refleksyjnie nad tekstem
jeszcze tu wrócę by wnieść coś pozytywnego do komentarza - ciekawa opowieść troszeczkę filozoficzna
_________________
Jestem jaka jestem. Niepojęty przypadek, jak każdy przypadek.

— Wisława Szymborska
 
 
fiołkowa 
b. befana_di_campi

Dołączyła: 24 Kwi 2017
Posty: 2248
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2018-06-24, 12:42   

jaga napisał/a:
przeczytałam - na chwilę obecną zamyśliłam się refleksyjnie nad tekstem
jeszcze tu wrócę by wnieść coś pozytywnego do komentarza - ciekawa opowieść troszeczkę filozoficzna


Opowieść wzięta z życia :serce:
_________________
Z Ciemnogrodu, gdzie najjaśniej bywa pod latarnią :rotfl:
 
 
Gorgiasz 


Dołączył: 10 Lis 2016
Posty: 842
Wysłany: 2018-06-24, 14:55   

Ciekawy, niestandardowy tekst, przeczytałem z zainteresowaniem.

Cytat:
Wciągnął a następnie wydął policzki:

Wciągnął, a następnie wydął policzki:

Cytat:
No tak, prawie 48 godzin bez snu.

No tak, prawie czterdzieści osiem godzin bez snu.

Cytat:
„Ale dlaczego wiedząc o terminalnej chorobie nie uregulował tych spraw odpowiednio wcześniej?”

„Ale dlaczego wiedząc o terminalnej chorobie, nie uregulował tych spraw odpowiednio wcześniej?”

Cytat:
Poruszyła dotąd bezwładna prawa dłoń zakreślając w powietrzu nieporadny znak krzyża.

Poruszyła dotąd bezwładna prawa dłoń, zakreślając w powietrzu nieporadny znak krzyża.

Cytat:
Wacek umarł wczesnym rankiem na dzień następny.

Napisałbym: Wacek umarł wczesnym rankiem następnego dnia.

Cytat:
tyle razy wdychał zaduch konania aż się zdążył odczulić;

tyle razy wdychał zaduch konania, aż się zdążył odczulić;

Cytat:
„Regina coeli laetare, allelluia. / Quia quem meruisti portare, allelluia. / Resurrexit sicut dixit, allelluia

„alleluia”

Cytat:
W momencie, kiedy zostawała jej naga pensja to wspomagała się korepetycjami bądź technicznymi tłumaczeniami do Dederonu,

W momencie, kiedy zostawała jej naga pensja, to wspomagała się korepetycjami bądź technicznymi tłumaczeniami do Dederonu,

Cytat:
Bowiem Lidia, ta, której w żaden sposób nie był w stanie zapomnieć, opisywała mu w jednym ze swych listów, sen:

Usunąłbym przecinek przed „sen”.

Cytat:
Uniwersyteckie miasto nie było metropolią; tu znali się wszyscy ze wszystkimi, a jeżeli się nawet nie znali, to na pewno poznali. Chociażby z widzenia.

Wydaje się, że powinno być „to na pewno poznawali.”

Cytat:
Cyganka w mgnieniu oka wyrwała mu z ręki banknot, obrzydliwie rechocząc jak to jej śliczny chłopyś uiścił się z zapłaty.

Cyganka w mgnieniu oka wyrwała mu z ręki banknot, obrzydliwie rechocząc, jak to jej śliczny chłopyś uiścił się z zapłaty.

Cytat:
wreszcie zasypiał patrząc znowu jak ona idzie sobie i idzie w tej nadniemeńskiej,

wreszcie zasypiał, patrząc znowu jak ona idzie sobie i idzie w tej nadniemeńskiej,
 
 
mgielka 


Dołączyła: 06 Gru 2013
Posty: 2351
Wysłany: 2018-09-30, 09:56   

Przeczytałam z ciekawością :orany:
 
 
fiołkowa 
b. befana_di_campi

Dołączyła: 24 Kwi 2017
Posty: 2248
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2018-09-30, 20:05   

mgielka napisał/a:
Przeczytałam z ciekawością :orany:


:)
_________________
Z Ciemnogrodu, gdzie najjaśniej bywa pod latarnią :rotfl:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
POSTscriptum Strona Główna » PISANE PROZĄ » Różne gatunki prozy » "Mickiewicz zmęczony"


Kontakt:

w sprawach merytorycznych:
Amandalea: amandalea@interia.pl, Leszek Wlazło: niepoeta2@wp.pl

w sprawach techniczno-merytorycznych:
Łukasz Pfeffer (luk19952): lukasz@pfeffer.com.pl


Pfeffer.com.pl - Zaistniej w internecie
 
 

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by Dustin Baccetti modified by Nieoficjalny support phpBB2 by Przemo