Nie pamiętam łóżka. Pokój był jak inspekt. Nagrzany przez słońce.
Byłem do przyjęcia, jedynie w krótkim, wymuszonym odjazdem czasie.
I objawowym napocie, przepłacających za potrzebę bliskości.
Zapachniała jak po dniówce na swoim.
Nie zaczynając czegoś na nowo, jedną nogą znalazłem się w piekle.
Ono jest jak wewnętrzne morze. Które nie zabiera. Tylko się nie wraca.