Wiek: 47 Dołączył: 05 Maj 2014 Posty: 1537 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2019-08-12, 12:58 Nazywam się
Zdążyć na łajbę! Zdążyć na łajbę! Zawsze tak samo, jakby miał w rękach losy świata. Kiedy zdążymy, wydaje mu się, że to jego zasługa, bo cisnął na odcięciu dzień i noc. I ta mina... Pieprzony Kim Dzong Un przyjmujący defiladę bohaterskich wojsk Korei. Taa...
Biją w bębny. Tak wymyślił, artysta. W dekiel mu bije co najwyżej, leży w koi z tym swoim zeszytem i wypisuje pierdoły, webasto go grzeje, żyć nie umierać. Że od betonowych płyt parkingu ciągnie nieludzko, pośniegowa breja oblepiła wszystko na dole, potęgując chłód, a gniazdo naczepy bezlitośnie wbija mi się w kręgosłup – to nieważne. Moje zdrowie, czy samopoczucie też. Przy skanowaniu rentgenem celnicy wypraszają go na zewnątrz, bo przecież promieniowanie szkodzi, nie? Pieczenie i swędzenie po zabiegu jest już tylko moim zmartwieniem. Jak zaglądają w każdy zakamarek lustrami na wysięgniku w poszukiwaniu ciapatych, to nie on jest nagi i zawstydzony. Poszedłby na osobistą, toby wiedział.
Gdy już się zaokrętujemy, mnie wiążą łańcuchami do pokładu, w najodleglejszym kącie, ścisku i smrodzie. A on – panisko. Szwedzki stół: homary, krewetki, kawiory, mięsko dziesięciu rodzajów, winko, piwo, kawki i ciasta. Przy jedenastu w skali Beauforta co najwyżej grozi mu zwrot nadmiarów do kibla, za to mną miota niczym świętego Wita w towarzystwie podobnych nieszczęśników. Ciemno, zimno, straszno.
Jeśli nie wieje, to po wyjeździe z promu (ta, biją w bębny!) wypierdza mi w nos całe, przerobione już, menu. Jemu nie przeszkadza, mnie się zawory krzywią od smrodu.
Niby nie jest najgorzej, przynajmniej pilnuje, żeby mi nie zabrakło mojej krwi, tankuje, zanim zaświeci się rezerwa. I oleju leje jak trzeba. O, nawet trafia siurem do butelki, gdy go zepnie, a nie ma się gdzie zatrzymać. Bywali tacy, co... A szkoda nawet gadać.
Nie poklepie, nie pogładzi, nie pogada czule. Z przyzwyczajenia kopnie oponę i trzaśnie drzwiami, jakby wchodził do obory. Ludzie to potwory bez serca.
Kawy sobie zrobił. Co go obchodzi, że też kawę uwielbiam, a zapach przy parzeniu wyzwala szaleństwo. Uronił jak z łaski kilka kropel na gumowy dywanik, skąd ciężko mi wypić, bo guma nieprzepuszczalna. Ale znalazłem sposób. Wypatrzyłem stosowną dziurę. Jak ruszył, to elegancko wjechałem prawym kołem i kubek się przewrócił. Poszło w deskę i dywanik. Niech się ciska i kurwuje, nareszcie mogę opić wszystkie razy, gdy mogłem tylko wąchać. Czarna jak noc i słodka jak grzech. Przynajmniej co do tego miał rację. Ummm...
Dziękuję kolegom za wysłuchanie. Nazywam się Mercedes Actros. Urodzony piętnastego września dwa tysiące piętnastego roku. Trzykrotny pracownik miesiąca. W drodze od sześciuset trzydziestu siedmiu tysięcy dwustu osiemdziesięciu dwóch kilometrów. W terapii niedocenionych od roku.
_________________
wojna światów [Usunięty]
Wysłany: 2019-08-12, 20:51
pan_ruina napisał/a:
za to mną miota niczym świętego Wita w towarzystwie podobnych nieszczęśników.
Raczej: za to mną miota niczym świętym Witem w towarzystwie podobnych nieszczęśników.
Drugi i przedostatni akapit, to moje ulubione
Jak zawsze: nietuzinkowa narracja i czysta przyjemność czytania!