Rainer Maria Rilke pierwsze wiersze wydawał w kilkustronicowych tomikach na koszt ówczesnej narzeczonej, która pochodziła z bogatego domu i rozprowadzał je za darmo w szpitalach, pod filharmonią i w innych miejscach publicznych...
Myślę, że to całkiem korzystny układ. I nie wydaje mi się, że wydawnictwo poszłoby na taki, gdyby Twoje książki się nie sprzedawały. Bo jednak koszty muszą się zwracać, by ktokolwiek chciał dalej inwestować. Nawet, gdy tylko połowę...
Zastanawiam się z czego wynika to docinanie innym przez osoby, które same może i piszą wybitnie, ale wydawniczych osiągnięć (zdobytych w taki, czy inny sposób) nie mają. Zazdrość? Zwykła złośliwość? Może gorszy dzień?
Przecież nie musimy się cieszyć na siłę z osiągnięć osób, za którymi nie przepadamy. Ale nie musimy im też dowalać. Żyjmy i dajmy żyć.
Ja w każdym razie gratuluję kolejnej książki
Wojno Światów, powolutku się toczy... pierwsza książka miała już dodruk (który też już jest prawie wyczerpany), a dodruki w całości finansuje już wydawnictwo.
Co do ludzi, którzy uwielbiają złośliwości i docinki, w tym ad personam - mnie w najmniejszym stopniu nie zaszkodzą ani ciśnienia nie podniosą a świadectwo wystawiają wyłącznie sobie. Inni przecież też czytają.
Nie wciskaj kitu. Jako doświadczony pisarz musisz doskonale wiedzieć, że Twoje 50% pookrywa całość kosztów poniesionych przez wydawnictwo. To tylko taka forma zewnętrzna, aby ładnie i przekonująco wyglądało.
Z drugiej strony nie widzę niczego zdrożnego w tym, że ktoś wydaje swoje dzieło własnym kosztem. Po pierwsze, w dzisiejszych skomercjalizowanych czasach, jest to zupełnie naturalne, a po drugie, biorąc pod uwagę poziom niektórych (podkreślam: niektórych, ale dość licznych) pozycji wydanych w normalnym trybie, wydanie książki na swój koszt można traktować jako nobilitację - no bo nie jest to szmira, która dobrze się sprzeda, a zysk jest (o ile się orientuję) jedynym kryterium, którym kierują się wydawnictwa. I jak go nie widzą, to nie ma mowy o wydaniu.
Można też przypomnieć, że Proust pierwsze tomy również wydał na swój koszt, bo nikt nie chciał zainwestować w nie złamanego franka.
Gorgiaszu, nie wiem, czy to jest kit. Jedną książkę wydałem, finansując w 100%. Następne już w systemie 50%. Różnica? Kolejne to ok. 60% kosztów pierwszej (ale koszty wydania w tym czasie poszły w górę). Duża część kosztów już mi się zwróciła ze sprzedaży.
Co do tego, co preferują wydawnictwa - sam napisałeś. One są nastawione na zysk, ja wolę pisać to, co chcę i lubię.
Tak mi teraz przyszło do głowy. Może jak dobrze przeżyję operację, to zgłoszę się do Ciebie, po koleżeńskie wskazówki w tej sprawie. Właściwie czemu nie? Nie mam aspiracji być pisarzem, ale wydanie książki to w końcu frajda i będzie się coś działo ciekawego.
Rainer Maria Rilke pierwsze wiersze wydawał w kilkustronicowych tomikach na koszt ówczesnej narzeczonej, która pochodziła z bogatego domu i rozprowadzał je za darmo w szpitalach, pod filharmonią i w innych miejscach publicznych...
Wydać tomik poezji na koszt wydawnictwa to już osiągalne tylko dla najlepszych poetów, często dopiero po rozsławieniu nagrodą literacką, lub, jeszcze częściej - po śmierci.. Przykładów mnóstwo.
Nooo, aż tak to może nie. Zdarzyło mi się, że wydano mi zbiorek poezji - takie resume z kilku poprzednich w pięknej twardej okładce 160 stron - to Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna wGorzowie. Tomik zyskał nominację do Wawrzynu Literackiego w Lubuskim. "Przegrałem" z kolegą z Zielonej Góry - ponoć o włos...
Nooo, aż tak to może nie. Zdarzyło mi się, że wydano mi zbiorek poezji - takie resume z kilku poprzednich w pięknej twardej okładce 160 stron - to Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna wGorzowie. Tomik zyskał nominację do Wawrzynu Literackiego w Lubuskim. "Przegrałem" z kolegą z Zielonej Góry - ponoć o włos...
O, to moje wielkie gratulacje, Marku
Słowem - wyjątki są, ale one potwierdzają regułę.