Pomiędzy Kocią Górą i Kaplicznym Wzgórzem
sztywno i bez satysfakcji dźwiga się zgarbiony
mostek, gdy pod nim homo faber, owadzim
zwyczajem, leżąc na grzbiecie, śledzi
metamorfozy wśród migotliwej buczyny.
Próbujemy odgadnąć dotykiem; ziemia
słońce, słoniowa kość? Jadwiga śnieg dźwiga
jednak pozostaje roztropna pamięcią
i każdemu coś się po niej dostanie. Bose stopy
nie przepuszczą okazji, żeby przebiec i zebrać
bezcenne jak płatki confetti, drobiny babiego lata
okruchy, którymi Pigmalion porwie się
na zabój, śmiało sięgając ramieniem
po pierwszy, nieporuszony kamień.