„Siękoza” obok „zaimkozy”, czyli powtarzanie cząstki czasownika „się” (czasem jest też zaimkiem zwrotnym), jest jednym z głównych problemów dla parających się prozą (piszących prozę), szczególnie, że z synonimami jest tutaj deficyt. Łatwo dostrzegalna (ale nie dla autora), daje się (można ją) okiełznać, choć jak zawsze, kilka szarych komórek trzeba uruchomić. W poprzedzających zdaniach „się” wlazło dwukrotnie, ale za każdym razem, jakoś je wyrzuciliśmy. Czyli można.
Weźmy taki przykład:
Przystanął, obejrzawszy się wstecz. Nie dostrzegł niczego niepokojącego, choć zdawało mu się, że ktoś czai się w pobliżu. Otulony chłodem świerków i sosen, nie mógł zdecydować się na dalszą wędrówkę. Jednak głód nie pozwalał zapomnieć o sobie i musiał się zdecydować. Ruszył więc dalej, niepewny, niespokojnie rozglądając się wokół. Idąc powoli, czuł się osaczony przez nieznane byty. Miał wrażenie, jakby każde mijane drzewo ciemniejące w zapadającym mroku, przyglądało mu się uważnie. Nie mógł pozbyć się tego drażniącego uczucia. Dochodząc do zakrętu, który mimo zmierzchu był już z daleka doskonale widoczny, zatrzymał się. Uczucie niemocy ogarnęło nagle wszystkie mięśni i poczuł, że nie uda się iść dalej.
Przystanął, spojrzawszy poza siebie. Nie dostrzegł niczego niepokojącego, jednak odczucie czyjejś obecności nie chciało go opuścić. Chłód bijący z wszechobecnych świerków i sosen, nie pomagał w podjęciu decyzji o dalszej wędrówce. Jednak głód nie pozwalał zapomnieć o sobie i pozostawało tylko jedno wyjście. Ruszył więc dalej, niepewny, niespokojnym wzrokiem lustrując otoczenie. Uczucie osaczenia przez nieznane byty było wciąż obecne, a każde mijane drzewo, ciemniejące w zapadającym mroku, patrzyło nań uważnie; to drażniące uczucie nie chciało go opuścić. Dochodząc do zakrętu, który mimo zmierzchu był już z daleka doskonale widoczny, przystanął. Uczucie niemocy ogarnęło nagle wszystkie mięśnie i poczuł, że nie postąpi ani kroku dalej.
Z reguły można przeredagować i przekształcić prawie każde zdanie w taki sposób, aby „się” wyrzucić, zastąpić czasownik innym czasownikiem bliskoznacznym, użyć podobnych sformułowań, a czasem zmienić na lepsze całą frazę, bo najczęściej można odnieść wrażenie, że zdania z „się” brzmią nieco gorzej od tych, które są go pozbawione (oczywiście nie zawsze i nie w każdym kontekście). Na pociechę możemy sobie powiedzieć, że w klasycznej literaturze, również można spotkać ich nadmiar.