Na POSTscriptum opublikowano tysiące wierszy. Tak jak różnimy się charakterami, wyglądem, upodobaniami, tak i nasze wiersze nie są jednakowe. Subiektywnie jedne podobają nam się bardziej, a inne najbardziej. Te „najbardziejsze” z „bardziejszych” będziemy gromadzić w tym temacie, w chronologii lat zamieszczenia na naszych łamach. Temat z założenia będzie prezentował klasykę POSTscriptum i będzie wyłącznie do czytania, a jeśli zechcecie skomentować jakiś zamieszczony wiersz, to pod każdym z nich podam link do wiersza, gdzie takie komentarze będą mile widziane.
Jeśli zainteresują Was inne wiersze autorów, to klikając w nick (w ukośnikach), bądź w imię i nazwisko (gdy jest ono nickiem), przeniesiecie się na profil danej autorki, czy autora i tam znajdziecie odnośniki do ich wszystkich postów, bądź tematów.
przed brzaskiem lunarnie głupieję
nie pomaga nawet srebro
zimne i ponoć bardzo kobiece -
zawiodła księżycowa artemida
miłosierdzie i przebaczenie są blisko
szatany cichną zawiedzione różańcem w ciemności
oko zaczyna się dziwić kolorom i kształtom
ucho nadal złośliwie przysypia
chociaż ciało gotowe na namacalność
a jeśli wcale nie muszę mówić -
czasami wystarczy zapach metafory
wygięcie w łuk i skok z zamkniętymi oczami
rano zepnę gładko włosy i umaluję usta
drwiną poszczuję trzask dźwięków w głowie
zapalę papierosa i wystygły błękit w źrenicy
co z tego że nawet w sierpniu mam zimne dłonie
wdech wydech wdech wydech
strużka potu spływa na skroń
emanuelu nadchodzi czas żółci
i więdnących w ciszy żonkili
Cierpliwie nawijałeś mnie na dłonie
z długimi palcami ciepła.
Powtarzałeś, najważniejsza w życiu
jest czułość i wysypywałeś ją
jak jabłka z przepełnionych koszy.
Toczyły się wolno od jesieni do jesieni.
Coraz ciszej między mną a tobą.
Oczy kiedyś głodne słów
delektują się milczeniem,
napinają źrenice, by ustrzelić nowe.
Niełatwo zatracić cechy strzelca.
To tylko jabłoń drży, gdy przecinasz miąższ.
staw w Koziczynie wyżej od tych drożyn
co w dół w trzy strony, w czwartą na dno stawu,
gdzie ciemność, z mroku czasem na świat boży
przychodzi chmurom zerknąć, lecz wbrew prawu
sięga tu jeszcze coś, co na kształt bajdy,
mełła w bezmiary wsłuchane w nią znajdy
i tak od brzegu po tafli i głębiej,
gdzie muł, a w mule skała, w skale dziura,
podobnież otwór jest po jakimś dębie,
co do powieści pasowałby ulał,
lecz w Koziczynie nie słyszano do dziś
by dąb wrósł w wodę, takoż bajda wodzi,
a gdy na wietrze fala zawiruje
i pluskiem zacznie gadać pod sitowiem
żaby wyskoczą z wszystkich stawu ujęć
i któraś wodzie, co myśli, odpowie,
lecz kto żab słucha, lepiej mu się wynieść
niż wytykanym bywać w Koziczynie
i póki woda, w niej muł, w mule skała
wyżej od drożyn, które do dna stawu
mają się tyle ile ryb bez mała
mógłbyś wyłowić i zaciągnąć na wóz,
gdybyś wóz miał i chęci, siłą żadną,
dziury nie ruszysz, bo to żadne jadło.
zamawiasz wizerunek
oddający przymioty duszy
nie studiowałam psychoanalizy
zamiast kozetki
niewygodne krzesło życia
stajesz przed białym blejtramem
skrywając marzenia
najważniejsze pierwsze spojrzenie
oka ręki i wrażliwości artystycznej natury
wychwytuję drżenie kącików ust
znaczenie wpółprzymkniętych oczu
odczytuję nieśmiałość
na twarzy bagaż doświadczeń
pajączkami zmarszczek znaczony
najlepszy malarz nie zetrze
maski udawanego blichtru