Żar skwierczącego ciała
od wewnątrz zasnuł
dym gryzący aż dymniki
trzasnęły powiek...
Wtedy Ona spłynęła frunąc
Dobroci wielkiej Anioł
i położyła kompresy złote –
swe dłonie leciutkie i chłodne
na roztrzaskaną katuszą aurę.
*
Pachnie jej suknią – kamieniem
rozgrzanym. Lawendą. Rędziną.
Rzeką i miętą. Także lekarskim kozłkiem –
a choć podziobie cierpienia włókienko
noc zaraz przytuli do maku piersi czerwonej
i sen kojący pośle.
Ten wiersz uzyskał I nagrodę w którymś z literackich konkursów o Aniołach
Bardzo podoba mi się komentarz Alka i całym sercem się pod nim podpisuję
Dziękuję Kasiu...
A co do tekstu, Mirku... Czytałam go już wielokrotnie, ale jakoś za każdym razem brakowało mi słów. A pisanie byle jak, byle napisać - nie leży w mojej naturze.
Tak wiele w Twoich "Aniołach niepogodzonych" mnie. Bynajmniej nie dlatego, że zaliczam siebie w poczet tych niezwykłych bytów duchowych. Ale niepewność, "codzienna ballada pytań" - jakże to bliskie. Tak wielu rzeczy nie pojmujemy albo tłumaczymy sobie inaczej, niż powinniśmy. Być może stąd te "odwieczne szturchańce"?
Dobre pytanie...
Tylko... zastanawiam się:
mironiusz napisał/a:
Anioły których miało nie być
Jak to? Czy Ten, Który Wie Wszystko, pomylił się w takim razie? Wielu rzeczy na tym świecie miało nie być. Wedle naszych odczuć. A jednak stały się... I chcę wierzyć, że po coś.
Zapewne. Chodzi raczej o niewiarę ludzi... W nie i w ogóle...
Więc widocznie niektóre anioły miały pospadać. Taką otrzymały rolę. Tak myślę... Próbuję sobie wytłumaczyć to, co niewytłumaczalne. Ale tak naprawdę dopiero, gdy przekroczę "cienką linię/ między - światów", wszystko stanie się jasne. Do tego czasu - skazani jesteśmy na niepogodzenie, w ten czy inny sposób. To takie nasze, ludzkie...