Sala, w której siedzę jest ogromna, o bardzo dużych oknach, które wychodzą na ulicę, gdzie jest tłoczno i głośno.
I
Mam wrażenie, że to miejsce już mi się kiedyś śniło. Jestem przekonana, że to tu i teraz, to nie sen.
II
W sali jest nieprzyjemnie duszno, ale ludzie nie zgadzają się na otwarcie okien. Otwarte są jedynie szerokie, przeszklone drzwi.
III
Przez te drzwi wpada z hałasem grupa rozbawionych ludzi. Odłącza się od nich chłopiec, siedmio- lub ośmioletni. Za nim podąża starszy mężczyzna, być może jego ojciec, może dziadek.
- Czy nie powinieneś się przywitać? – pyta chłopca.
- Mogę, ale wiesz, co to znaczy – odpowiada chłopiec.
IV
Chłopiec zaczyna się witać, podając rękę różnym osobom, które nie zwracają na niego uwagi i nie czekają na wyjaśnienia. Ja nie muszę czekać, znam odpowiedź, podaję mu rękę.
V
Jakiś mężczyzna, siedzący obok mnie - ja wiem, że on również wie, co kryje się za uściskiem dłoni - patrzy na mnie zdziwiony, pytając:
- Przecież wiesz, co to znaczy? – on sam nie podaje ręki chłopcu.
- Wiem – mówię i teraz ja zadaję mu pytanie – Czy to znaczy, że chcesz żyć wiecznie?
VI
Mężczyzna nie zdąża z odpowiedzią, bo do sali, w której już nie ma chłopca, ani jego świty, wjeżdżają dwa czterokonne zaprzęgi ciągnące wozy, które przypominają wozy osadników. W oczach jasnobrązowych, spłoszonych koni widać strach.
VII
Ludzie na widok rozpędzonych zaprzęgów wpadają w panikę, odsuwają się na bok, krzyczą, że konie ich stratują. Konie z wozami bez woźniców mkną przez salę i w końcu skręcają w prawo, znikając między spiętrzonymi skałami.
VIII
Biegnę z innymi w stronę skał, żeby zobaczyć, co się stało. Ani koni, ani wozów już nie widać, skały piętrzą się wysoko i zasłaniają widoczność. Spomiędzy skał wypływa gęsta ciemnobrunatna maź, po której zaczynam się ślizgać.
IX
Wsiadam do wagonu jakiegoś dużego pojazdu. Jego wnętrze przypomina stary, luksusowo urządzony wielkomiejski hotel. Pod ścianami stoją kanapy, nieduże stoliki, porozstawiane lampy rzucają przyjemne, ciepłe światło.
X
W korytarzu prowadzącym do środka stoi ładna kobieta w średnim wieku. Ubrana jest w długą wieczorową suknię koloru ciemnego burgunda, ma na sobie dużo stylowych błyskotek.
- Musicie państwo zaczekać – odzywa się do nas. – Jeszcze nie ma wszystkich pasażerów.
XI
Stoję z mężem przy wejściu i rozglądam się po wnętrzu. Na stolikach widzę półmiski z owocami, kanapkami, butelki z szampanem.
XII
Za nami pojawiają się nowi pasażerowie-goście. Kobiety, która nas przywitała, już nie ma. Wszyscy przybyli zaczynają się przeciskać do środka w poszukiwaniu jak najlepszych miejsc.
XIII
Znajduję wysoki, barowy stolik, przy którym poustawiano wygodne krzesła. Siadam na jednym i rezerwuję drugie dla męża, którego straciłam z oczu w tłoku przy wejściu.
XIV
Do mojego stolika zbliża się kilka osób. Jest między nimi półślepy mężczyzna, który po omacku sięga po krzesło zarezerwowane dla mojego męża. Ktoś z grupy towarzyszących tłumaczy mu, że miejsce jest zajęte. Widzę zdziwienie na twarzy mężczyzny. Ta twarz, mimo bardzo chorych oczu, nie jest nieprzyjemna w wyglądzie. Mężczyzna bez oporu oddaje krzesło.
XV
Pojawia się mój mąż, lecz w tej samej chwili okazuje się, że wszyscy pasażerowie-goście muszą przejść do innego wagonu.
•••••••
budzę się.
odsłaniam okna.
słońca dzisiaj nie ma w planie. pada lodowy deszcz.
na czarnej komodzie nieporuszony siedzi budda.
pachnie cytrynową bazylią.
_________________ przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
E
przeniosłem się w tamten świat ... (do kompletu F.Ch. Ballada g-moll op. 23)
chyba kupię sobie Buddę pachnącego cytrynową bazylią ...
Marku, Budda po prostu siedzi i patrzy.
I ta muzyka wielkiego Fryderyka do mojej opowieści sennej? Ciekawie się zrobiło
A bazyliacytrynowa jest z mojego ogrodu, ususzona, wsypana do maleńkiego pojemnika pachnie bardzo ... cytrynowo. Czasem biorę jej szczyptę i kruszę palcami drobne listki na proszek, wtedy przypomina mi się lato, ciepłe, pełne słońca dni ...
serdeczności E
_________________ przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
E
Kolejny sen, kolejny raz śnimy razem, a to za sprawą tekstu. Mądre to i filozoficzne i takie do trawienia na zimowe wieczory.
Podobało się jak diabli.
Aha! Koni brązowych nie ma, a jasnobrązowych też
Jorg, kolejny, to prawda
Nie wiem także, prawdę powiedziawszy, jak na to patrzeć: czy to ja? czy to moje myśli? czy na jawie w podobnej sytuacji myślałabym, zachowałabym się podobnie? I ta wiedza, przeczucia, pewność, jaką często miewam we śnie...
A konie? konie były takie, no takiego koloru. A są: gniade, siwki, kasztany, czarne, białe, szpakowate, jakie jeszcze?
serdeczności E
_________________ przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
E
I mnie czytało się fantastycznie Podziwiam sny i umiejętność ich malowania dla czytelnika.
O, Lucy, witam, witam w sennym świecie i dziękuję za miłe słowa
serdeczności E
_________________ przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
E
Potrafisz bardo ciekawie obrazować i wciągać w swój senny świat Elżuniu
Li, obrazować w sensie obrazu- grafiki?
Cieszę się, że chyba? Ciebie wciągnęłam serdeczności E
_________________ przestrzeń
składa się z czasu
pokonywania
prostą linią
myśli
zakrętem pytania
zdecydowaniem
kropki śmierci
po wielokropku
umierania
E