Wysłany: 2009-09-11, 11:00 Ankieta konkursu "między latem a jesienią"
"Przedstawiamy Wam 32 wiersze konkursowe z prośbą o wytypowanie laureatów i zaznaczenie maksimum trzech utworów w ankiecie. Ze względu na dużą ilość wierszy przedłużamy czas trwania głosowania do 25 września.
Niektóre teksty noszą te same tytuły. W celu identyfikacji przedstawiono obok nich także i treść pierwszego wersu.
Życzymy połamania głowy podczas wyboru!
Administracja"
PS.
Konkurs organizowany jest przez forum Ogród Ciszy
Marcin
Wiersze konkursowe:
1. muszelka kauri
Docieram do nich w różny sposób. Podrywam,
kupuję, czasem też wymieniam. Wszystkie tego chcą.
Przechodzą od mężczyzn do mężczyzn, od kawy
w tekturowych kubkach do nadgryzionych szklanek.
Żadna nie jest do ciebie podobna. Nie chcą stałego
etatu doktora, białych floksów przed domem
i Mauri w wakacje. Nie ma gorszego snu jak życie -
nic im nie mówi – tym bardziej sam Hłasko.
Włosy mi wychodzą i ściany opuszczają sufit.
Przepite ubezpieczenia, zabrudzone szyby.
Głód nawet z piękną Agnes, która daje wszystko,
tylko ognia w niej nie ma gdy księżyc lunatyk.
Maleję do rozmiarów skorupiaka w dłoni.
Strach mnie ogarnia. Cisza za nas dwoje.
2. czas ciepła
Gdy minęły wiosenne dni,
Gdy pierwiosnki znikneły i kwitły bzy,
Pożegnałam beztrosko wiosnę,
Niedojrzałość minionych chwil.
Lato serce me napełniło miłością,
Promieniami ogrzało ciało,
Korzystałam wszystkimi siłami,
Lecz krzyczała ma dusza: "Mało".
Rozpostarłam szeroko skrzydła
By uniosły wysoko do nieba,
I poznałam smak wolności,
Smak wszystkiego, co poznać trzeba:
Upojenie chwilami szczęścia,
Poznawanie tego, co ważne,
I że bywa czasami głupie,
O czym wiosną myślałam: "Odważne".
Gorzkie smaki też odnalazłam,
Sprowadziły mnie one na ziemię,
Lecz tych chwil nie żałuję wcale,
Bo odkryłam w nie - samą siebie.
A u progu już stoi jesień,
I ja nie chce wcale jej witać,
Lecz z obawą spoglądam w przyszłość,
"Co przyniesie?" – po cichu pytam.
Nie napełnia me serce radością,
Ta historia jeszcze nieznana,
Nie chce żegnać ciepłego lata,
Tak jak wiosna była żegnana.
Chce zatrzymać ciepłe promienie,
Kolor skóry zabrązowiony,
Żeby serce budziło natchnienie,
By miłości było spragnione.
Lecz otworzę na jesień umysł,
Oczekiwać będę jej czujnie,
Nie wypuszczę też w przeszłość lata,
Żeby myśli krążyły potulnie.
I najchętniej bym tak została,
Opalona, lecz jeszcze młoda,
Jeszcze skrzydła bym rozprostowała,
Lecz rozsądku już spływa ochłoda.
3. po lecie
W ogrodzie miłości
Jakże się zdziwiłem
Widząc krwią zalaną
I złotem
Fontannę z naszej młodości
I ile łez upadło
Gdy serce żal mi ściskał
Nasze lato już odeszło
miła W jesiennej zadumie
Pozostaną nam tylko
wspomnienia
4. wspomnienie
słodkich zapachów,
leniwych, sierpniowych dni
nieśmiało dotykam
na wyblakłych zdjęciach...
a uwięzione smaki
otwieram nocą, potajemnie
zanurzając chciwe palce
w jeżynowej przygodzie...
blask słońca
oślepił i ciało i duszę
więc teraz w każdym kształcie
dopatruję się ciebie...
a dzisiaj...tępo wpatrzona
w jesienną szarugę i deszcz łez
odpływam powoli
i już złote kłosy pochylają się nade mną...
5. ławeczka
zamyślona siadywała na starej
pieszcząc w dłoniach rumiane jarzębiny
wspomnienia kirem okrywały sprawcę
gorzkich myśli z godzin szarych od ciszy
z zakamarków niezmiennie wracał ważny
powód cienia kradnącego blask oczom
mimowolnie odtwarzała obrazy
ścieżki którą wybrała zanim dotknął
nie znajdywała usprawiedliwienia
dla zdziwionych jej wolą samotności
przywołane z młodości krótkie żegnaj
starło dumę - regułą było prosić
***
wciąż z łagodnym półuśmiechem na wargach
choć świadoma wzburzonych chwilą myśli
podczas różańca brzmiącego jak skarga
wchodziła w jesień by kres lata wyśnić
6. siedem mgnień życia
Pomiędzy przyciasnym majowym sweterkiem
a warg czerwcem, niekoniecznie bezgrzesznie
zaplątani, w swej impertynencji przeświadczeni
że i tak jest między nami, na razie milczymy
dokładając po odrobinie do każdej godziny.
Żeby nam lipcem nie obrzydło, nie zaglądamy
w odległą przyszłość, tylko: sweterek się zdejmie
i schowa, parę wierszy napisze i aby było bardziej
romantycznie wyśle listem, chyba że braknie
na znaczki lub poczta skutecznie zniechęci.
Jako że żeśmy nie święci, sierpniowe, ustronne
miejsce nas nęci, już wszystko przygotowane
na nasze przyjęcie, a że gorąco też cudnie cudnie
ociupinę się schudnie, może fajerwerków
nie będzie, ale czy komu one potrzebne?
Między wrześniem a październikiem spijać
będziemy czas łyk za łykiem, w gorycz kufla
czy cierpkości kielicha jeszcze popróbujemy
wierzyć że jednak nie płynie i że można
wziąć go na przetrzymanie i przeżyć.
Listopad nam się oznajmi chryzantemami,
przysmali zniczem, wyskoczy z pytaniem
czy było warto i czy na zimę wystarczy
to jedno przenicowane do cna palto?
Nie odpowiemy zbyt zajęci retuszowaniem
pamięci, przeglądaniem zdjęć i zapisków,
a potem zima - i wszystko.
7. w ogrodzie
Spiło się lato słońcem
bez końca.
Cynie porwało ku górze,
by jak najdłużej
barwy zachować.
A róże?
Te tylko całować.
W przesycie powabu
w swoim tabu wyniosłe
kryją w kolczastej pułapce
swój czar.
O wonność się kłóci
nasturcja z floksami,
aż się rozchichotały
różowe goździki,
co rosną kępkami
przy słonecznikach.
Trzmiel na niskich tonach
burkliwym klaksonem
ogłasza,
że to jego dziedzina.
Nie słucham basisty,
niech się wkurza
i brnę w tę kwiecistość,
by się odurzyć
do upojenia.
Tego jest tyle,
że objąć nie sposób
tych przedziwności.
A jeszcze motyle ...
8. niezaspokojeni
Szukałem lata w przedwiośniu jesieni
Uniosłem ręce wysoko
By zdjąć jej kapelusz, co w słońcu się mienił
Lecz chmurne spojrzało oko
Wygiąłem boleśnie gałęzie dłoni
A wiatr rozwiewał jej włosy
Myślałem, że pot jej spływa ze skroni
Lecz były to krople rosy
Pieściłem długo jesienne liście
Wyrosłe na jej ramionach
Aż ust korale rozwarła soczyście
Jak jarzębina czerwona
Musnąłem palcami płateczek ucha
Szeptałem, chcąc wzbudzić w niej płomień
Pragnąłem głęboko w niej lata wysłuchać
W wilgotnym od deszczu łonie
Rozpiąłem sukienkę z dni października
Ujrzałem dojrzałe kasztany
I tam, gdzie się wrzesień z sierpniem spotyka
W szalony porwałem ją taniec
Objąłem długą, gałęzią szyję
Całować zacząłem ją wszędzie
Wierzyłem, że lato w niej jeszcze odżyje
Aż rozchyliła nogi żołędzie
Potem zmęczony leżałem na ziemi,
Bo chciała mocniej i więcej
Lecz miałem dosyć już Pani Jesieni
Ja lata pragnąłem goręcej
9. jeszcze rozkwita
rozlane barwą lato
skapywało zapachem lip
i szumiących miodem uli
termometry pociły się w słonecznej
kąpieli zażywały tłumy
ociekające czekoladą lody
chłodziły emocje
pełnią dojrzewania
ciężarem kłosów
umęczone sobą
przysiadło na kamiennym
gasząc żar kubkiem kwaśnego
poczeka na wczesną jesień
jakiś czas będą kroczyć razem
10. złote a złote
Jeszcze za wcześnie
i już za późno żeby tak
w średnim wieku
(wczesną starością
a nie dopiero na starość)
cieszyć się złotem
polskiej jesieni.
Ale i tak dobrze
że coś jeszcze
może być złote
i nie są to tylko
polskie pieniądze
(dzisiaj już można powiedzieć
/dyć we wspólnocie EUROpejskiej/ –
jeszcze polskie pieniądze).
11. imieniny Reginy
Dzisiaj są moje imieniny. Wrześniowe i wrzosowe
W różnych odcieniach zieleni.
Leniwe, trochę senne,
Miłe, ciche, jesienne,
Słoneczne, promienne.
A niebo dzisiaj
Takie niebieskie!
Ogrody pysznią się
Bukietami kwiatów,
Białe babie lato
Snuje się cieniutko,
Pierwsze smyczki gra.
Są ciasta i prezenty,
Telefon dzwoni raz po raz.
Zakwitły stokrotki
Na kartce z życzeniami
Ręcznie malowanej.
Czuję taką radość w sercu
Jakbym była w raju.
Dziękuję ci Panie
Za moje imię
Zapisane w niebie.
12. wolna
W słonecznej poświacie,
otulona tęczą kolorów.
W szumie gajów
i śpiewie skowronków.
Przyozdobiona wstęgą snów,
namalowana deszczem.
Zatopiona w wysokościach traw i zbóż.
Lecąca statkiem przyszłości.
mieniąca się kryształami,
przyozdobiona skrzydłami motyli…
Tańczyła w marzeniach ludzkich – nimfa i rusałka.
Biegła na wskroś
i na przekór świata.
Przeskakiwała chmury,
chodziła po nierównych konarach drzew.
Wolna i nikomu nie poddana.
nieskalana i czysta jak łza.
Śpiewała pieśni piękne
i marzyła marzeniami zakazanymi.
Żyła po to by inni byli szczęśliwi,
i kochała po to, by inni kochali.
Śniła snami cudownymi,
chodziła krokami nieskalanymi…
Piękna, złota i świeża.
Delikatna, niewzruszona.
Nie znała smutku i goryczy.
Nie znała zła i żalu.
Była pełna słodyczy – bo potrafiła żyć!
Żyć życiem prawdziwym.
A ona babim latem zakryje
wystygłe, płaczące ramiona.
Zrzuci suknię z omszałej kory,
by godnie przyjąć jesień.
14. lato
ukołysana szeptem świerszczy
pobiegnę w łopiany
dłonie zanurzę w ciszę wiatru
włosy splecione pajęczyną lata
natrę zapachem świeżo ściętej trawy
(wiem że wtedy mnie najbardziej kochasz)
zagrajmy w “zielone"
osty kwitną tak pięknie
15. czerwone maki w monte casino
między latem a jesienią
wszystkie damy się czerwienią
musicie, musicie, musicie
do pokera pan dobiera
w szklance błyszczy heroina
i poszli grać i brać
i poszli jak zawsze uparci
białogłowa się zapina
czerwone maki w monte casino
polska krew piła w odwecie je
yeu yeu yeuch
cieszy się włoski żigolo
pani z dżinem szklankę głaszcze
niczym lampę alladyna
i wszystkie damy
czerwieńsze będą
bo polskie maki pić będzie ich krew
pod koniec tego lata zdarzało się
nie jeden z nich dostał i padł
złoty strzał czy srebrna kula
hazard życia
latające czerwone dywany śmieją się z nas
niczym ten as
i sztandar swój biało czerwony
kryje w dłoniach
czerwone maki w monte casino
czerwieńsze będą bo z polskiej wyrosły krwi
lecz jak je pokochasz to mogą mieć kolce niczym róże
16. przemijanie
Słońce wstaje
Księżyc ustępuje
Leniwie patrzy
Lato sugeruje
I wreszcie !
Cisza nastaje
Lato odchodzi
(Liście spadają)
Jesień nadchodzi!
Świat przeobrażony
Całkowicie zmieniony
Smutna (to) pora
Taka ponura
Kwiaty więdną
Chmury bledną
Niebo szarzeje
Nastaje Jesień.
Parki puste
Ptaków brakuje
Odlatują daleko
Lecz wrócą.
(Wrócą na pewno)!
Wszystko przeminie
Lato (i) Jesień
Wyjątkowa chwile
(To) Wszystko przeminie!
17. bez ograniczeń
gorzknieją poranki w butelce po dębowym
zatoczył się wrzesień na podrzędnej stacyjce
zlisił rudo kradnąc nadzieję na nieskończoną
miłosną grę w łapki z nocą
dzień skrócił długie włosy i przekornie każe
nosić wiersze podszyte prozą za pazuchą
choć Eliot z uporem dowodzi
że najokrutniejszy miesiąc to kwiecień
i wzywa umarłych na świadków
gdy rodzą się przedwcześnie dzieci
a konsumenci doczesności zderzają hadrony
przekonując że każda tajemnica jest prostsza
niż odkrycie teorii względności
wieczorami szczypią w oczy
niewypowiedziane uczucia
marszczą zmęczeniem usta
puchnie cisza w kątach
choć w twoich źrenicach
wciąż wyglądam jak Marlin Monroe jednak
nie śpiewam seksownym głosem happy birthday
mr president lecz bandażuję stopę
którą zwichnąłeś sięgając z drabiny po kawałek
powszedniego szczęścia we dwoje
lekko odpychamy spod stóp ziemię
by odradzać się na przekór rządom jesieni
wygwizdujemy ze szpakami niebo
bezkarnie oddając pocałunki
za przekroczenie intensywności uczuć
18. wiatr
wtedy głos wiary
niczym krzta nadziei
wyłamał się szeptem
z pasji niedowiary
by poskromić mrukliwy wiatr
który wytańczył całą swą gorycz
wierzgając przed zasłoną nieba
by poskromić ten wiatr
co struga miny
zadzierzgnięte o twarz
i słowo daje
że cisza goni ciszę
ze spragnionych ust
może skropiony deszczem
przystanie chyłkiem w kącikach
blady i cienki jak zapałka
a może zaiskrzy jeszcze
19. stary ogród
W naszym starym ogrodzie umierają drzewa
Nikomu niepotrzebne rachityczne stwory
Przywołują cieniem samotne opuszczone
Z nadzieją w milczeniu wyciągają ramiona
Nie pojmują ciszy
Zaległej dokoła
Na honorowym miejscu w ażurach altany
Stoi z nogą spróchniałą winem oplątana
Ławka kulawa krzywa i niechciana
Ta przez lata serdeczna przyjaciółka nasza
W nieładzie pośród pnączy szarością zachodzi
Już nie zaprasza
W naszym starym ogrodzie krzewy hołubione
Stanęły w suchym rzędzie ciche zawstydzone
O prawo do życia z trawą konkurują
Mizerne owoce pod liśćmi chowają
Już nie częstują
I nie ma światłocienia pod włoskim orzechem
Słońce przestało kreślić wzór na naszych ciałach
Nie słychać głośnych rozmów i dziecięcych śmiechów
I bajek nikt nie opowiada
I nie ma orzechów
Zamknij oczy-pamiętasz?
Ogrodzenie z chmielem pergola z wiciokrzewem
I furtka skrzypiąca nam na powitanie
Ciepła trawa skoszona świeżością pachnąca
Letni powiew w gałęziach i wspólne czytanie
A pamiętasz nad oczkiem?
Wdzięcznie pochylona wierzba rozczochrana
Koleżanka kaliny w czerwonych koralach
Obok ścieżka kamienna i stóp naszych ślady
I ślady stóp paszkota świerszcza kota żaby
Nasze drobne radości i ciepłe uczucia
Wymieszane w tym pięknie tworzonym przez lata
Szumem drzew zawieszone utkane w zapachach
W rozkoszy barw ukryte na kwiatowych rabatach
Otaczał nas ramieniem eden-nasza miłość
Pamięć roztańczona
Energią karmiąca
Otwórz oczy i popatrz widzisz gdzie jesteśmy?
Zatocz wzrokiem dokoła nie ma już edenu
Nasz ogród kona
20. między latem a jesienią (potoczę się jabłkiem czerwonym)
potoczę się jabłkiem czerwonym
w kierunku jesieni
która
zapowiada się firankami pajęczyn
rozpiętymi w trawie
o świcie
skrzydłami czasu
przypiętymi do
latawca więźnia granatowookiej śliwy
zanucę piosenkę
chmurami
deszczem
śmiechem
pomaluję okna
będziesz zaczarowana
21. pomiędzy (w oddali ostatnie burze)
w oddali ostatnie burze
odchodzą
tutaj
przydrożne kapliczki
nie mają się kwieciem
a czerwienią jarzębinowo
tylko
szkoda
tego przemijania
posiwiałeś
teraz
coraz mocniej dotykam
słońc wokół oczu
przejaśnieją
jeszcze
chciałabym pójść do ogrodu
śliwki podobno mniej robaczywe
dojrzały
już
22. list do Agnieszki
Nie pisałam, bo odkąd stałaś się kobietą trudną
moje słowa są jak ryż dla nowożeńców. Sypią się,
zostawiają ślady na jego nieskazitelnej czerni. Jest taka
czerń, z którą się nie dyskutuje nawet korespondencyjnie.
Tego lata nadarzyła się
świetna okazja żeby nie pisać. Dobre, oszczędne lato.
Pod koniec czerwca Krysi umarło serce. Nie miała
w plecaku drugiego. Chodzi teraz z dziurą pod lewym płucem
- zapada się, ale przecież trzeba oddychać. Jest taki oddech,
z którym się nie dyskutuje.
W lipcu padało. Zauważyłam, że zgoda na deszcz uspokaja.
Urosłam bujna i zielona i można po mnie teraz chodzić
boso aż do późnej jesieni. Co potem - nie wiem. Jest takie
nie wiem, które się bierze pod rękę na poobiednim spacerze
w niedzielę. Zwyczajnie. W wyprasowanych spodniach, w koszulce
pod szyjkę, pobożnie. Nikt się nie ogląda. Noce są chłodne
od połowy sierpnia. Czuję wzbierający we mnie sen i jestem gotowa
wypowiedzieć jak Luther King: I have a dream. Jest taki dream,
z którym się nie dyskutuje. Jest i będzie. Jak dzień.
Obudzi się przede mną i zaśnie po mnie. Będę rodziła mu dzieci.
23. między latem a jesienią (Liście kolorami się mienią)
Liście kolorami się mienią.
Zatrzymane w czasie, zawieszone w próżni
między latem a jesienią.
Wiatr przynosi ciszę.
Martwa i gęsta. Dotykalna. Popatrz
co zdarzyło się latem można usłyszeć.
Babie lato tuż nad ziemią.
Długie i lepkie. Wątłe. Koniec
letnim burzom i westchnieniom.
Winogrona ciężkie i brzemienne.
Błyszczą obfite, ciągną gałęzie ku ziemi. Czy
zatoną we mgle gęstej, choć zmiennej?
Czy mam powiedzieć „Żegnajcie” moim marzeniom?
Mniej słońca, mniej życia. Koniec?
Nie! Przecież liście kolorami się mienią.
24. pomiędzy (Gwatemala. Dostojne zikkuraty górujące na horyzoncie.)
Gwatemala. Dostojne zikkuraty górujące na horyzoncie.
Kenia. Paski rozpędzonych tygrysów migają między drzewami.
Kolumbia. Kobiety z koszami pełnymi ziaren kawy na głowie.
Kostaryka. Różnobarwne rajskie ptaki bacznie rozglądają się naokoło.
Wspominam.
Wspominam i wyliczam.
Gwatemala, Kenia, Kolumbia, Kostaryka.
Lato pachnie przygodą.
Wspaniałością. Egzotyką. Dzikością.
Pachnie dżunglą i kawą.
Jesienne klucze zwiastują
nadejście pierwszych blasków nocy.
Spojrzenia mglą się pod ołowianymi parasolami.
Dotyk - ciekło-metaliczny, zimny -
nosi sobą wyładowania
nisko zawieszonych, skumulowanych emocji.
Żebra składają się w twardą skorupę,
a sny?
Czekają na zamknięcie powiek,
by dusić, spijać, wnikać obrzydliwie
pomiędzy konające wspomnienia
mile spędzonych chwil.
Białe ptaki odlatują jesienią,
pozostawiając tylko te,
których nie widać w świetle księżyca.
Przecież wiosną było tak pięknie.
Ziemia pękała, pozwalając dłoniom
przenikać do ciepłych źródeł.
Płatki jedwabnych róż głaskały lico słońca,
czasem przysłanianego skrzydłem motyla.
A gdyby tak cztery silne dłonie
zatrzymały zwrotniki na stałej linii nieba?
Może klucze nie zwiastowały by już niczego,
co ma związek z zachodem,
zaś latarenki zostały by już tylko rzeźbami
na kolorowym tle niekończącego się dnia.
26. pod koniec lata
Dawno pożółkły pola zielone,
wiatr sypie kurz po ścierniskach
a gdzieś wysoko ponad zagonem
milczy skowronek i pliszka.
Słońce już nie to, chmury ściemniały,
co raz to deszczem postraszą.
Już pora w kufer schować sandały
i honor oddać kamaszom.
Patrz, jeszcze wczoraj muszki, motylki
i jeszcze wczoraj muzyka -
dziś tylko łykasz na ziąb pastylki
i smutno świerszcz w kącie bzyka.
A przecież warto było doczekać,
dożyć koncertu kolorów -
chłonąć paletę liści na drzewach
i chłodny dotyk wieczoru.
Z wiatrem się ścigać polem oranym
w bladej poświacie księżyca,
z włóczęgi wrócić cicho nad ranem,
gdy jeszcze drzemie ulica.
A przecież warto było doczekać
Zamglonych, późnych poranków,
gdy z parasola jesień ocieka
kryjąc spóźnionych kochanków
27. nano /Axis mundi/
wkładasz we mnie czterolistną koniczynę
puszcza korzenie wpijając się centralnie
od pępka
tutaj zatrzymałeś czas
sad żółci się wczesną jesienią
w pestkach jabłek przyszłość
wyrasta z przeszłości
oś wiruje
porywając liście do walca
28. kwiaty w polu (idą żniwa)
rocznice nadchodzą tam gdzie właśnie teraz
rozkwitły kwiaty: stokrotki fiołki kaczeńce i maki
sama nie wiem jak liczyć
odrywane płatki kochały
teraz dłonie jedna za drugą opadają
w obcą ziemię
lato nie pachnie życiem tułaczy los gna
Sława Przybylska wspomina dawnych żołnierzy
ale my wciąż budujemy okopy
by nie paść pod kosą w sierpniowe żniwa
dotrwać do rocznic gdy zaczyna się jesień
odpalić latarnię która wskaże ojczyste kwiaty
w ich zapachu urodzie jest Polska
*fragmenty zapisane kursywą to tekst piosenki „Polskie kwiaty”
29. jesienna nostalgia
Zjesienniłem się cały, powłoka i szkielet,
Wspomnienie letniej jawy czas już gdzieś zasuszył,
Czuje się jak niechciane pod parkanem ziele,
Z przebarwieniem na ciele, z pożółkłością duszy.
Osnułem się w chmur własnych szaroburą togę,
Zimny jestem i mokry jak deszczowy płaczek,
Jakiś dzwon dudni we mnie na strach czy też trwogę,
Patrzę w to czego nie ma i wiem - nie zobaczę..
W parku wiatr się dziś pastwi nad zerwanym liściem,
Lepkim, ciężkim, leniwym od chłodnej wilgoci,
Cóż ze mógłby zatańczyć czerwono-złociście,
Brak mu przecież promienia co mógłby go złocić.
Jak ten liść się dziś czuję rdzawy i ponury,
Nieprzyjazne mam światu spojrzenie pochmurne,
Choć może tli się we mnie, w cząstkach poniektórych,
Chęć, by sobie choć noce - rozbawić nokturnem.
30. między latem a jesienią (kolejny raz poszłaś do sadu)
kolejny raz poszłaś do sadu
zdobić owoce
drzewa nie zanucą radośniej
z ciszą w refrenie
pragnę deszczu
wiatr czeka na słowa
może wrócisz do domu
w przedpokoju wisi parasol
dla dwojga
31. ***(Jest późne lato...)
Jest późne lato
lub wczesna jesień; taka dziwna fuzja
nieistotne - bo z każdym tchnieniem
lodowego powietrza
wiem:
Nadejdzie zima i wypędzi
resztki letniej pożogi
które nie spustoszyły
mojego ja.
Nadejdzie zima a będzie jeszcze
zimniej; ukochani pożyczą sobie rękawiczki -
żeby nie zmarzły łapki
pożyczą szaliczki - żeby nie zmarzł nosek.
Nadejdzie zima - ja mam tylko jedną rękawiczkę
nie do kompletu - a szalika wcale;
oddałem Ci kiedyś
i nie zwróciłaś.
Wiesz że od tego czasu
zimą Twoją porą roku?
Właściwie każda pora ma coś z Ciebie
ale zima bardziej.
Ciekawe czy będzie Ci ciepło w nosek?
nieistotne - ja już czekam na wiosnę -
czy mam inne wyjście?
Może będzie ciepło.
32. mój jesienny panie
dla tamtego wiązałam
wzorzyste gawroszki
nasączałam miodem usta
i myśli
Wiek: 113 Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 862 Skąd: ze wsi
Wysłany: 2009-09-23, 15:37
Arti napisał/a:
wybrałem czternastkę xP
Ewa napisał/a:
Arti..a mógłbyś jednak do ogłoszenia wyników być dyskretniejszy?
Arti napisał/a:
mógłbym ale nie widzę takiej potrzeby xP
Otóż nie masz racji, Arti.
Jest potrzeba zachowania tajemnicy na temat autorów wierszy i również na temat tego na kogo zagłosowałeś.
Takim wyznaniem jak powyższe mogłeś ukierunkować osobę wahającą się np. pomiędzy wyborem czternastki a szóstki (użyłem numerków jako przykładów tylko) i tym sposobem przysporzyłeś jeden głos swojemu kandydatowi ujmując jednocześnie szóstce.
gamin napisał/a:
Arti, dla mnie jedynka bardziej! ; p
Może byście jednak, panowie, przenieśli tę dyskusję na PW?
Będzie czas podyskutować o wierszach publicznie po ogłoszeniu wyników.
Zresztą, już one same zweryfikują Wasze (i nie tylko) poglądy.
_________________ (...) Czy czerwone
słońce
zachodu rzeczywiście
końcem
jest świata - promieniście
od lat
ginące co wieczoru?