Na POSTscriptum opublikowano tysiące wierszy. Tak jak różnimy się charakterami, wyglądem, upodobaniami, tak i nasze wiersze nie są jednakowe. Subiektywnie jedne podobają nam się bardziej, a inne najbardziej. Te „najbardziejsze” z „bardziejszych” będziemy gromadzić w tym temacie, w chronologii lat zamieszczenia na naszych łamach. Temat z założenia będzie prezentował klasykę POSTscriptum i będzie wyłącznie do czytania, a jeśli zechcecie skomentować jakiś zamieszczony wiersz, to pod każdym z nich podam link do wiersza, gdzie takie komentarze będą mile widziane.
Jeśli zainteresują Was inne wiersze autorów, to klikając w nick (w ukośnikach), bądź w imię i nazwisko (gdy jest ono nickiem), przeniesiecie się na profil danej autorki, czy autora i tam znajdziecie odnośniki do ich wszystkich postów, bądź tematów.
Nie więcej niż moglibyśmy sobie życzyć, a przecież
święta. Przynajmniej tak to nazywasz; wolny czas,
kiedy mocniej wychodzą na jaw genetyczne skłonności
i kobiety stają się nad wyraz nerwowe.
Tyle na głowie, ile w rękach – powtarzasz, dopasowując
kolejne nakrycia. Przy pustym miejscu zawsze obecna
jest przecież nadzieja, że nikt się nie zjawi i krytyczny
zmysł pozostanie spokojny, bez potrzeby tłumaczenia
z symboli, zwłaszcza teraz, kiedy śnieg skrzypi
jak siano i trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś przyszedł
na świat nie zostawiając śladów. To prawda, umiesz
w nich czytać, więc chyba można zaufać miejscu,
gdzie spada gwiazda i stopniała połać czerni się jak po orce.
Nie ma jednak nikogo, żeby spytać czy zauważył coś dziwnego,
czy jakiś obcy nie kręcił się przypadkiem w pobliżu.
świat jest przynajmniej dwuosobowy
ja mówiący i ja martwy
ponaglanie jednego bądź drugiego
kończy się konsternacją
rozbieganiem w górę i dół schodów
z gorącym mlekiem
albo przydeptaniem sznurowadeł
i guzem wielkości dojrzałej śliwki
nienawiść przed lustrem jest wieloosobowa
objawia się podszczypywaniem brzucha
z jednoczesnym wciąganiem powietrza
oraz planowaniem ogólnego maskowania
praca dla kilku
wielość pojedynczych tragedii
przejawia się wypinaniem zadka na przechodniów
o, wielkoduszna ironio!
uważasz że bez wysiłku można przerzucić przez ramię kij
na którego końcu ciąży tobołek
wypełniony głosami zachrypniętymi od pragnień
głosami które witały się radośnie
a czasem udawały że nie nasiąkają tęsknotą
myślisz że tak łatwo iść w świat
pokonać kładkę nad kolejnym strumieniem
który zna smak naszych tajemnic
czerpał wprost z dłoni lodowate przykładaliśmy do policzków
na przekór oślepiającemu słońcu patrzyliśmy sobie w oczy
wiesz jak trudno przestać całować i znów zacząć śnić
o zaspanych porankach w kocim raju
mówią że koty przywiązują się wyłącznie do miejsca
twoja kotka do ciebie i umierała z tęsknoty kiedy znikałeś
powroty to dłonie naznaczone pieszczotami
nie mogła tracić czasu na sen
mrużyła tylko oczy wtulona w zakamarki znajomego ciała
nie jest łatwo pójść w świat próbowała
chodzić własnymi drogami nadal próbuje
ale każda prowadzi do jednego miejsca
choć zdarte do krwi łapy
chce opatrzyć ktoś inny przy tobie tylko chowa pazury
wymrucz kołysankę
może w końcu zacznie spadać w sen
obróci się w powietrzu zwolni lot
i bezpiecznie wyląduje
zdziwiona że nie ma tam ciebie
pozostanie jej osiem żyć i w każdym będzie