wrony okrzyczały drogę
od strony słońca
zachód
zarumieniony wygraża palcem
„Bóg robi z nami to, co
wiatr z drzewem wiśni”
pająki bujają się na bawełnianych sznurach
jak tu wieszać pranie
światło przyczepione klamerkami
suszy rękawy
w domu alternatywa
fotele szerokie w biodrach
z łatwością rodzą historię
w szare dni jest dobrze grać
w dyspersję mgły kiedy przelatują
myślątka stadka kolibrów wykresy
esówfloresów migotliwe kryształki
z których buduje się wszystkość
zamknięci w kubikach o szkieletach
dni i nocy kontury ciał na płótnach
drążeni światłem jak pestki słoneczników
pękające przy najmniejszym dotyku
czułości słowa
a słowo nos ombres* ma barw siedem
jak iluzje przepływające z nami
na niebo które właśnie przestaje rosić
Widzisz, za każdym razem, kiedy wrócimy
prawda będzie już inna, a my coraz bardziej naiwni
chociaż kogo można znać lepiej niż siebie
- mówisz, zupełnie jakbyś dotyczyła już tylko
tej obcej kobiety, która zawsze wie lepiej i dlatego
milczy w twoim obliczu. Porównuję kąty i próbuję
się w nich znaleźć, lecz nie znam reguł tektoniki
która wypiętrzyła powierzchnię
rzeźbiąc według własnego pojęcia harmonii.
Granitowe szwy wiążą nieprzystające krajobrazy
i z załomów cienia ostrożnie wychyla się życie
uznając – to dobre miejsce, żeby przetrwać.
Zgadza się, zwłaszcza teraz, kiedy światło pada
z boku, podkreślając dystans jaki dzieli i ten
który zbliża niby wyciągnięta dłoń. Dojrzały owoc
kusi i wiesz, że grzechem byłoby go nazywać.
Nie mogłem zostać może szkoda
a miejsca dla mnie uczyń więcej
bo stanę nagle w twoich progach
na moje szczęście i nieszczęście
o noc powinie mi się
noga
i tylko nie mów mi jak wracać
jak przybyć bo to już nie działa
w ten wieczór co odległość skraca
gubi się tętno wszelkich starań
to pewnie syzyfowa
praca
nie czekaj czytaj swoje wiersze
przed obiektywem moich oczu
fotograf pstryknie kilka streszczeń
przez które będzie można poczuć
jak człowiek łasi się do
więcej
a potem noc i moja ręka
na twoich biodrach nie dość silnie
i kilka wspomnień gdzieś w piosenkach
a później jeszcze trochę milczeń
którymi można ciszę
nękać
wciąż cierpkość na języku ostra
gdzieś na francuskiej w herbaciarni
w earl greya nadprzyjemnych hostiach
wiedziałem że tak mnie nakarmisz
znów na peronie trzeba
zostać