POSTscriptum Strona Główna  
  POSTscriptum
FAQ  FAQ   Szukaj  Szukaj   Użytkownicy  Użytkownicy   Grupy  Grupy
 
Rejestracja  ::  Zaloguj Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
 

Odpowiedz do tematu POSTscriptum Strona Główna » DZIAŁY AUTORSKIE » Utwory zebrane » Nina » Ninoczka
Ninoczka
Autor Wiadomość
Ninoczka 
Aga


Wiek: 67
Dołączyła: 20 Paź 2007
Posty: 1743
Wysłany: 2008-09-13, 15:49   Ninoczka

(do 25.09.2008)


Zimowe wspomnienia
pantum

saneczki suną w bezkresnej bieli
a my przed mrozem w siebie wtuleni
rącze rumaki ciągną w świat zdarzeń
płyniemy razem w krainę marzeń

a my przed mrozem w siebie wtuleni
srebrzyście wokół wszystko się mieni
płyniemy razem w krainę marzeń
ciekawi co nam zima pokaże

srebrzyście wokół wszystko się mieni
urokiem chwili zauroczeni
ciekawi co nam zima pokaże
wypijmy grzańca nim zacznie szarzeć

urokiem chwili zauroczeni
trunek uwiera skryty w kieszeni
wypijmy grzańca nim zacznie szarzeć
co będzie dalej to się okaże

trunek uwiera skryty w kieszeni
orła robimy szczęściem szaleni
co będzie dalej to się okaże
oby radości było w nadmiarze

orła robimy szczęściem szaleni
saneczki suną w bezkresnej bieli
oby radości było w nadmiarze
rącze rumaki ciągną w świat zdarzeń


Pozdrawiam zimowymi wspomnieniami ;)



Rutyna

tabletka nasenna
zapijana szampanem
odbija się zgagą
stłamszonej osobowości

judaszowy pocałunek
codziennym rytuałem
jego tytoniowy oddech
odkaża gorycz małej czarnej

a płacząca wierzba
pochyla ociężałe ramiona
dźwigające ciężar jemioły
rozrywającej zimowe łachmany


Przemijanie


każde słowo nasza myśl a co innego znaczy
wczoraj drżący na wietrze liść
dziś żółknący wygląda inaczej
jedynie łezka szara po policzku spłynie
do marzenia do wspomnienia
i obsycha ginie
zgasł już ogień popiół wiatry rozgoniły
po wczorajszym płomieniu
snujący się lekko dym jeszcze siwy

piękny ptak ślady znaczył lotem
po tafli nieba frunący bezkreśnie
niczym mała bezwolna łódka płynąc
bez barier paszportu i granic
pozostawił jedno ostatnie swe piórko
gdy z domem się żegnał zbyt wcześnie

ojczystą ziemię zobaczyć czy warto
nigdy nie jest nie będzie tak samo
to co z góry po drodze zobaczył
będzie już tylko w sercu mu grało

echem wspomnienia goryczą rozpaczy



Obrazki jesienne


patrzę na jesienny krajobraz
z wnętrza ciepłego pokoju
spadają liście szumi wiatr
deszcz efektowną zasłoną

klosz lampy parasol ochronny
tuli kręgiem ciepłego światła
świat tworzę zaczarowany
wplatam w plenery wyobraźni

na zielonym obrusie lasu
grzybów talerze nie rosną
rogate jelenie spoglądają
w smutne oczy saren

wiewiórka na wysokiej sośnie
patrzy guziczkami ślepków
igiełki sypią się na poszycie z drzew
w lesie panuje zaraźliwa grypa

korony drzew przeczesane
natrętnym grzebieniem
podmuchem zabrały ład
ptasie pióra spadają lekko

w baśniach słońce nie gaśnie

jesień 2004



Niewiadoma

za rokiem - rok
za cmokiem - cmok
a życie gna

za groszem - grosz
za ciosem - cios
a gdzieś tam ja

jak pieski los
ochłapów stos
kulawy byt

na twarzy - łza
przez życie...ślad
po lepszy świt



Kryzys - dojrzałego

Tchórzliwe racjonalizacje trącające fałszem
uczucie pogardliwego obrzydzenia.
Nie tłumaczyć się przed nikim,
gdy kłamstwa i chaos zalewają duszę.
Uczucie rozpaczy, narastający lęk.
Taki mętlik - to objaw szaleństwa?

Zmęczony, zwykły człowiek w sile wieku,
lekko poorana, bruzdami czasu twarz
z czerwonymi obwódkami wokół oczu.
W nich cień skruchy, zmieszanie.
Kryzys wieku, strach przed przemijaniem?

Zagubiony - współczesny osobnik:
odmiana polska, katolicka - faryzejska.
Dostrzegamy gierki i fałszywe wybory
pełne inteligentnej, pokrętnej hipokryzji.

Nieuchronne kompromisy, sieć miernych
kłamstw, tandetnych rozgrzeszeń,
finezyjne samousprawiedliwienia.
Zwykłe, normalne szambo ludzkiego życia.
Bardziej perfidne niż dzisiejsza polityka.
Złapani w potrzask sprzecznych odczuć,
miotamy się w sobie - bezradnie,
jak uwięzione między dwiema szybami muchy.

Słońce prześwitując przez zasłony chmur
zalewa wokół świat czystością, blaskiem.
My - korzenie drzew wyrywane wichurą
z szarej codzienności naszego trwania.

Jak maleńkie ziarnko unoszone w powietrzu
napęczniałe odzyskiwaną wolą życia,
niepokojem czy kiedyś, gdy upadnie,
jeszcze zakiełkuje, wzrośnie?

Brak złudzeń obnaża dotkliwą samotność.
W poczekalni zwanej życiem.
Przerażeni wizją ponurej przyszłości
oddalibyśmy wszystko, aby cofnąć czas.


Upadek

jak dumę nieść
i wzbić się ku obłokom

czy znaczy to
że damą jest
gdy głowa hen wysoko

a z sercem swym
co ona uczyniła
wszak dał jej los
przez upór złość
na drobne rozmieniła

rozgląda się
i widzi świat wspaniały
te co jak gwiazdy
chciały lśnić
na ziemię pospadały



Woalką mgły

oczyszcza chore
wypływa kroplami
odnowy

zaczerpnij ze źródła
czasu nie odwrócisz
od siebie


Tragiczny finał... kieliszka

gdy w towarzystwie każdy w swej dłoni
trzyma pucharek szkło lśni i dzwoni
choć pierwszy toast jakiś bez smaku
tak się zaczyna żywot pijaków

pójście wieczorem z lubą do łóżka
wielki dylemat to dla leniuszka
w butelce mieszka szczęście swawola
niestety rozpacz też i niezgoda

pierwszy pijemy zawsze na zdrowie
drugi na humor panie panowie
z trzeciego psotny chochlik wyskoczy
procentem rozum zręcznie zamroczy

z kolejnym kończysz myśleć rozsądnie
o jakże błogo i jak swobodnie
po piątym płaczesz żalisz nad sobą
albo agresją zaprzątasz głowę

w szóstym sam szatan siedzi wcielony
pięknie czaruje już wyszkolony
tylko on jeden ciebie zrozumie
przyznaje rację jest sobowtórem

gdy do siódmego siły wystarczy
jesteś kolegą diabła szubrawcze
wiedzie do domu w znajome progi
ale człowieku tyś już stracony



zanim kieliszek chwyci twa ręka
pomyśl przez chwilę i zapamiętaj
picie wybierasz zdecydowanie
a co z rodziną twoją sie stanie?


"po kieliszku pierwszym jest mi lepiej
po kieliszku drugim humor mam
a po trzecim wołam wódzia krzepi
a po czwartym wszystkich wokół znam" - słowa piosenki biesiadnej



lubię deszcz

lubię czasami gdy deszcz pada
zmywa brud ulic
życia kurze
kupuję zapas chipsów z chmielu
pukam radośnie do sąsiada

lubię rozmowy te o niczym
chodnikiem biegną
mokrzy ludzie
a gdy zaleje nam mieszkania
przejdziemy wspólnie po ulicy

lubię sąsiada i sąsiadkę
i nasze dzieci
od przedszkola
związała mocna nić przyjaźni
co dzisiaj bywa coraz rzadsze

lubię skrzypienie pod butami
bo coraz ciężej
schody życia
pokonujemy wszyscy z wiekiem
młodości chwile hen za nami



Retrospekcja


szalem wspomnień otulona
mocuje węzły przeszłości
woalkę mgły
ozłoconą oddechem jesieni
zarzuca na natrętne myśli

i tylko ciszę echem z oddali
po tangu nokturno
za oknami gna wiatr
na listkach dzikiego wina
rozłożonych nocą marzeń
jak zużyta talia kart

oparta o zmurszałe sztachety płotu
odległego dzieciństwa
samotnie zapatrzona w dal
daremnie szuka gwiazd młodości
dawno opadłych

z własnego nieba
Na ...księdza ;)

O nowe buty pytały raz panny,
które wystają mu spod sutanny.
- Ach proszę księdza czy to zamszowe?
- ten odpowiedział: - nie, to za swoje.



szlak życia

gdy duchem świętym już napełniony
kontynuacją znaku z chrzcielnicy
idziesz w świat szukać męża lub żony
krzyżem na czole znaczą rodzice

nie znamy daty ani godziny
koleje życia różnie się toczą
w chwili bilansu za własne czyny
zamkną powieki strudzonym oczom

zabrakło chwili nadziei jutra
dobre uczynki wstęgą w podzięce
raną na sercu rodzina smutna
z korali życia różaniec w ręce

droga do kresu wciąż coraz bliżej
przebrzmiało echo ciszy na trąbce
paciorki kończą się wielkim krzyżem
niemi sąsiedzi pomniki obce


schody

na przekór pogodzie serc
słota wspólnie przeżytych
śladem na serdecznym


te same drzwi i schody
pokonywane coraz wolniej
przygarbione myśli
pochylone ramiona
chwytające poręcz
w oczekiwaniu
na odrobinę tlenu

chwila odpoczynku na drugim
by pokonać licznik ułamka
zatrzymany kadr

kilogramy trosk i metry radości
historia zapisana śladami
odciśniętych rąk
na klamce czwartego



Obrazki z okna


od rana po wieczór,
z tygodnia na tydzień
zlewają się dni
spaliło się kalendarz, bo i na co
sąsiad odpala opla pewnie do pracy
znaczy się... wstać trzeba

*

ambicje miała jak góry
- nie wspiął się, nie sprawdził się
odeszła jak stała
na co te szmaty w szafie
oczy łzawią i zimą strawa dla moli

nie poszła do niego mieszka u córki
a może się, co trafi
młoda jest


syn zaplątał się w Wiśniewskiego
mieli cel, zamienił się w celę
w dwuosobowej mieszka
z okresowym meldunkiem na pięć lat

dobry dzieciak
a jak się sprawiał na budowie

*

zameldowało się kumpli
czynsz obowiązkowo płacimy wspólnie
nie pora pod most zima idzie
same korzyści
rano przyniosą butelkę chleba
tego na kościach
przecież oszczędzać trzeba



Rezygnacja

bezwiednie tnę skrzydła
frunąc ku obłokom
czas osiąść na ziemi
niebo - za wysoko

przecież już upadłam
pomocy nie wołam
przez palce róż kapie
z poranionych kolan



Jesień idzie przez...

złotym jedwabiem strojona szata
kwiatów wątpliwa barwa zanika
ustały prace braknie oracza
śmiechów w ogrodzie milknie muzyka

lato z urokiem skrzydeł motyli
po grillu pamięć pogorzelisko
teraz zbiór żniwa dorobek roku
i znów niektórym zabierze wszystko

jesień rudawym fałszem skalana
w progu stanęła nie zaproszona
jak las grzybami po deszczu z rana
potokiem smętnych chwil naznaczona

ponad dachami między gwiazdami
deszcze pochmurne rozczesują brwi
przeszłość jak ogród zaczarowany
o wiele wcześniej światło w oknach lśni


Jak to w maju...się kochają
akrostych

miłości barwami tęczy
alejka rozbrzmiewa dźwięcznie
jeszcze wolnym idą krokiem
ogarniają gwiazdy wzrokiem
witają się pod księżycem
euforię niosąc skrycie

może wstydzą się tej ciszy
i tak słów nikt nie usłyszy
łowiąc serca właśnie w maju
o świtaniu się rozstają
światłem wnętrza rozkochanym
ciemność ściele swe dywany
i czy wszyscy tak wzdychali

przeplatane latem zimą
łzami rzewnie to co było
opłakuje każdy skrycie
często nawet całe życie
historię zapisze pamięć
...efekty majowych wrażeń



Zwyczajny dzień

wschód nadzieją
życia - sprzeczności
pragnieniem jasności
wieczorne podsumowanie


majaki

kłębiące się myśli udręczonej duszy
odgradzają straszliwą przeszłość
w przebłyski świadomości wplatana nadzieja
zamglone efemerycznie obrazy
szybują lotem błyskawicy
nie nadążając zatrzymać myśli
wywołują zamierzone zamieszanie umysłu

przebudzeniu towarzyszy paniczny strach
zlana potem łapczywie chwyta powietrze
wierzyła i trzymała się blisko przyjaciół
bezpieczniej poznać wrogów i polubić
cierpliwie zarzucane misterne sieci
skomplikowanej pułapki zagrożenia
sposób na usidlenie adwersarzy
szukaniem słabych punktów przeciwnika
rankiem natłok myśli w skłębionej pościeli

przebudzenie udręczonego ciała
na odnowę zabrakło natchnienia
sprawianie bólu i bycie pośmiewiskiem
bez końca i bez początku bezsensem
czy zdarzyło się naprawdę



Tabula rasa

a kiedy przyszłam na świat
białą szatkę przy Chrzcie otrzymałam
czystym sercem żyć
dobro wokół siać być człowiekiem
ech naiwności i egzaltacjo

fatum ciążące nad głową
gdy wiedzy mało
humorem przekupić nie zdoła
idąc przez życie jego dylematów

już rozróżniam te niepokoje
kłopoty ze zrozumieniem siebie
lecz świadomie kierować życiem
łopot chorągiewki na wietrze

męczy ta od życia rola
nie mogę czynić jak pragnę
o tym wiem to niełatwe

po latach odkrywam sprzeczności
radości chwile i cierpienia
słowa które tak mało znaczą

tylko po szatce wspomnienie
ukryte gdzieś się po głowie plącze
wracając myślami wiem
zawsze przypomina

że była biała

czysta - nie zapisana....


Czas

gdy miłość splata się z nadzieją
blaskiem obrączek szczerozłotym
dusze w rytm walca tańczą wtedy
nie myśląc dziś co będzie potem

gdy przyjaźń wiarą wiąże dłonie
w uścisku drżącym i nieśmiałym
dwa serca łączą się zwyczajnie
i świat się kręci razem z nami

gdy tak na przekór kwitnie majem
choć lat przeżytych już nie zdoła
policzyć rozmieniona miłość
wyschnięta w rogu jak jemioła

każdy co majem chce oddychać
powinien w sobie pielęgnować
te wszystkie walce pod obłoki
wypowiadane drżeniem słowa

i razem wiążąc nić przyjaźni
starać się zawsze z całej siły
aby marzenia kołysane
przez całe życie zgodnie lśniły


Pozostał ślad

dziś samotny pośród ludzi
wczorajsi przyjaciele
mieszane odczucia
gdzie dziś oni
tylko ślady
przetrwały
los cię męczy
wytrwaj w uporze
gnaj wciąż do przodu
zakwitną kiedyś kwiaty
na ziemi zroszonej twymi łzami



Nadzieja

między gwiazdami odnajdę
pośród błękitu
zieloną wyłowię
z niebytu


Rysunek wewnętrzny


wspomnienia mniej uchwytne od snu
stygmaty przerażenia na twarzach
przeobrażane w maski uśmiechu
wybrane z kolekcji
dna podświadomości
wewnętrzne zmagania przemilczane
odnalezienie prawdziwego oblicza
przekazania najintymniejszej strony duszy
nieuchwytne dla obserwatora z zewnątrz
słuchamy pochwał wypowiadanych z magią
podobnych do głosu węża
sączącemu w ucho Ewie
charakter bez zmian
najzdolniejszym scenarzystą
na deskach naszego teatru
bogactwo wewnętrznego życia



Z perspektywy życia...


jest gdzieś taka wioseczka
w której kiedyś mieszkałam
stara mała chateczka
którą bardzo kochałam
mam przemiłe wspomnienia
te niewinne dziecięce
gdy kochana Mateńka
mnie nosiła na ręce

wspomnieniami tam wracam
gdy mi tęskno i smutno
bardzo chciałabym cofnąć
tę dorosłość okrutną
czasem oczy zachodzą
łzami żalu rozpaczy
ja się staram uśmiechać
by ich nikt nie zobaczył

teraz po tylu latach
zrozumiałam już wiele,
swoich łez nie ukrywaj
radzą mi przyjaciele
płaczę i mówię głośno
gdy mi życie dokuczy.
stanie ktoś na mej drodze
i z łez oczy osuszy

Dwa słowa

zwyczajnie w kilku prostych słowach
chciałam serdecznie podziękować
za wszelkie rady dłoń pomocną
zawsze otwartą dniem czy nocą
którą kąsały moje słowa

za to co jakoś nie tak wyszło
jakby na niebie gwiazda zgasła
czego się sama w myślach wstydzę
wyznać dziś szczerze muszę wszystko
potrzeba serca tak mnie naszła
by szepnąć cicho proszę wybacz


Tak samo ...rewanż :)


jeśli akacji kwiaty
krzywdzisz
ułamując bezsensownie
a będą ozdobą
gdzieś upragnioną
to aromat krzyczy boleścią
ów gałązki kikut
ukochanej będzie
iluzją empatii



Wspomnieniem Ci dziękuję
w 25 rocznicę - Mężowi

sukienkę białą do ziemi miałam
po mych policzkach płynęła łezka
gdy przed ołtarzem ci przysięgałam
z obcym człowiekiem los łączył w więzach

wieku śnieg prószy dziś nasze skronie
dzieci dorosły nam przyjacielu
złączone serca w uścisku dłonie
dziś Ci dziękuję wybrany z wielu

sporo przeżytych lat razem mamy
myśli gonitwą wspomnień spójrz wiele
w blasku obrączek w kościele małym
dziś świętujemy srebrne wesele

dalej pójdziemy razem w zachwycie
dotąd nam dobre wiatry sprzyjały
nie widząc zmarszczek co dało życie
we dwoje wszystko miły przetrwamy

24.10.2006


W szpitalu

na lekarza
pewien chłopina z Sącza Nowego
szedł do gabinetu prowadzącego
lekarz popatrzył krzywo niestety
ocenił wzrokiem grubość koperty
" łóżko ma cztery nogi kolego !"


Rozsądnie


różą wiatrów
kierunek wskazany

kresem podróży
strudzonego wędrowca

wielobarwne ławice
falowały w podwodnym tańcu


***bez tytułu***

mądrość jest cnotą niewiedza grzechem
gdzie moje miejsce w jakim wymiarze
czasami myślę sobie z uśmiechem
pewnie pośrodku znów się okaże

trochę szkolona a niepoważna
niekiedy rzucę gdzieś luźne słowo
bywa że wtedy ludzi urażę
tak mimochodem bo niecelowo

moja natura wiatrem podszyta
co dużo mówi a mało czyni
taka już ze mnie wredna kobita
lecz nie fałszywa i nie zdrajczyni

zdarza się bywa doradzę komu
ale z butami nikomu w życie
co za przysługa każdy zna z domu
jak pościelicie tak się wyśpicie


Czy się spotkamy

Znajomości w bukiet zbierałam przez lata.
Niektóre ważne, te inne mniej.
Przetrwały tyle, co rosa na kwiatach.
Kiedyś zapłaczę, a ty się śmiej!

Do grona których ciebie zaliczyć?
Były rozmowy, i łzy radości.
Zmienny charakter, mylne oblicze,
czasami smutek, ot tak zagościł.

Wiele tajemnic co w głębi skrywane
i lżej na sercu, choć utrudzone.
Łatwiej powiedzieć w ciszy nad ranem,
gdy się otwiera przed nieznajomym.

Choć kilometrów dale nas dzielą,
nie znamy siebie, nazwisk nie mamy,
to dzień zwyczajny błyszczy nadzieją...
Czy los pozwoli, że się spotkamy?


Testament

może odejdę stąd niedługo
zaginie po mnie wszelki ślad
zaschnięta łza zostanie smugą
zapal mi lampkę postaw kwiat

a o modlitwie też pamiętaj
o tak niewiele myślę proszę
prostą codzienną nie od święta
ważniejsza będzie niż dziś grosze

kiedy mogiłę już pokryje
zielona trawa wiosną listkiem
białą konwalią ja odżyję
jeśli mnie wspomnisz to się przyśnię

może nie znajdą chwili dla mnie
innym darując czas swój cały
życie mężowi dzieciom skradnie
pamięć o grobie skromnym małym


Sito wspomnień

zakręcone myśli
w słoikach wspomnień
po kartkach życia błądzą
bezładnie

zabijane sztachetami słów
ogarki przeszłości
łączące się w jedną
furtkę zapomnienia

wysłużony parasol
udręczony kapryśną aurą
nie zakrywa spadających
słonych kropli

bezsensu


Skarga

w codziennym biegu zwykłych wydarzeń
szukam w pamięci kochanej twarzy
życie jedynie zasadzek drogą
i sił brakuje strudzonym nogom

codzienny obraz ludzkiej niedoli
zasmuca duszę i serce boli
gdyby mi Ciebie wtedy nie zbrakło
dziś użaliłabym ci się Tato

mamona bywa doradcą serca
wciąż powtarzałeś że to morderca
co na manowce wiedzie z prostych dróg
dla całych rodzin podstępny to wróg

nikt nie potrafi dziś bez zawiści
w szalonym tempie pozbierać myśli
jak tu dokuczyć jedynym celem
nawet brat z siostrą nieprzyjaciele

dokąd pędzimy za czym gonimy
komu potrzebne ludzkie przewiny
czy diabli mają w piekle uciechę
kiedy przestaje się być człowiekiem


Poetka - poeta


poeta to jest istota wspaniała
czasami pisze bzdury wyniośle
co sama nie wie czego by chciała
pędzi ku gwiazdom jak ćma na oślep

lecz kiedy bywa wychodzi z cienia
zbawiać nawracać na proste drogi
na siłę chciała by świat cały zmieniać
wciąż język jednak zda się ubogi

każdego pragnie kochać jak brata
a że się nie da bo niemożliwe
to na odległych zakątkach świata
są to istoty wskroś nieszczęśliwe!

cierpi za innych błędy młodości
czasem za swoje także jak ja
dla mnie oznaka to wrażliwości
lecz popatrz wokół piękny jest świat

lekarstwo

cichutkie marzenia
takie do spełnienia
każdy o coś prosi
marzeń pięknych kloszem

i światłem tej lampki
co świeci przy łóżku
spełniać chcę marzenia
i być dobrą wróżką

od życia niewiele
sama dzisiaj żądam
kiedy jest mi smutno
na Forum zaglądam

II

cichutkie marzenia
takie do spełnienia
każdy o nie prosi
marzeń pięknych koszem

światłem małej lampki
co świeci przy łóżku
spełniać chcę marzenia
i być dobrą wróżką

od życia niewiele
sama dzisiaj żądam
kiedy jest mi smutno
to w niebo spoglądam



To...nie powróci
szeptały skrzydła starego młyna
obracanego spiętrzonymi wodami
ukryta w pachnącej macierzanką trawie
szukałam czerwieni między poziomkami

łany zbóż chabrami przeplatane latem
odsłaniały maki kąkole kwitnące
dzika grusza w polu i rajska jabłonka
me oczy wabiły owocem kuszącym

szkielet kieratu porośnięty trawą
obok tej chaty gdzie miłości wiele
na szerokiej miedzy kolce jeżyn słyszą
zapach powideł robionych w niedzielę

płaczące wierzby moje przyjaciółki
przytulone mocno do niebieskiej rzeki
szumią w moich myślach potargane wiatrem
gdy zamknę wieczorem zmęczone powieki

podstawowa szkoła daleko od szosy
do małej kapliczki dal niezmierzona
wzrokiem wyobraźni chciałabym teraz
wrócić by miłość tulić w ramionach

zawikłane życia koleje się toczą
wstążkami we włosach dawnej dziewczyny
żal ściska serce przeminęły lata
do chwil młodości nie powrócimy


Cudowne zmiany

uformowały się w okazałe piękno
przeistoczeniem z optymisty
w perfidnego osobnika
na pytania z dziedziny życia
odpowiedź gotowa bez ściągi
sufler ma dziś wychodne
wsłuchiwanie się w innych
uwidacznia złe intencje
skryte za woalką wspomnień
na odległość ramienia
odczytuje wnętrza osobowości
w sposób prosto banalny

wątpliwy pozytyw
ułatwiający przetrwanie
selekcja naturalna znajomości
ocalenie od pustych więzi
wieloletnich niby przyjaźni
zakończonych zobojętnieniem
życie trybem normalnym
nie uwzględniające postawy gracza
pozwala spokojniej
pokonywać planszę życia



Słychać śpiew


jak co roku o tej porze
wokół słychać tęskny śpiew
ludzie idą przed wieczorem
by Maryi oddać cześć

gdy różaniec dzierżą w dłoni
i litanii słowem pięknie
do figurki przystrojonej
idą wielbić swą Panienkę

o Matuchno przyjm w ofierze
tę modlitwę w ludzkim tłumie
ofiarując chwilę czasu
śpiewem modlą się podwójnie

gdy ucichną pieśni słowa
i do domu pójść już trzeba
za hołd dany na dobranoc
otwiera nam bramy nieba


oblicza matki

dziś słowo matka ma wiele znaczeń
cóż to oznacza jak wytłumaczę
zapytam krótko o co mi chodzi
ta co wychowa czy co urodzi

w bólach potomstwo na świat wydała
chwili narodzin oczekiwała
od noworodka tuliła dziecię
nasza mateńka jedyna w świecie

tej co nie dane było mieć własnych
nie pomagały słów czułych plastry
chwilą natchnienia los swój wybrała
sieroce serca mocno kochała

z uczuć do tego który był wdowcem
wzięła w posagu choć były obce
nie pomyślała młoda panienka
dziś jest macochą choć serce pęka

gdy syn czy córka z gniazda wyfruwa
mamuśką nazwą choć zawsze druga
z wielkim oddaniem wnuki wychowa
niestety zawsze tylko teściowa

jak nikt poznała potomstwa drogi
często płakała doznając trwogi
gdy mrok otoczył przeprowadzała
taką w pamięci nam pozostała


Mam...problem :(


wyrzucam kartki ciągle narzekam
doradźcie proszę jak pisać wiersze
sama na siebie próżno się wściekam
wena odeszła z jesiennym świerszczem

hen tam szybuje gdzie gwiazdy blask
szukam i pukam do wszystkich drzwi
nie chce powrócić pod skromny dach
cisza i pustka w umyśle tkwi

no i powiedzcie jak to się dzieje
miłość i praca mówią wzbogaca
mojej pamięci brak już nadziei
kiedy się nocą w łóżku przewracam

gdy myśl mi w głowie nagle się rodzi
to co mam zrobić kogo zapytać
znika jak widmo gdy słońce wschodzi
szukać poety może medyka

a może Muzę wezmę w niewolę
wtedy swe rymy nią zadowolę


Marzenia

popłynę do małej zatoki
nad głową białe obłoki
tu swą łódkę zakotwiczę
by się ukołysać ciszą

i rozpalę wnet ognisko
wszędzie cisza spokój czysto
siądę sobie blisko ognia
warto mokre ręce ogrzać

pooddycham czystym tlenem
i zabiorę z rozrzewnieniem
tam do bloku do pokoju
by wspomagał w trudzie znoju

kiść gałązek tej zieleni
włożę w dzbanek po nadziei
niechaj mi przypominają
jak tu pięknie było w maju


Takie sobie.. bajanie


dziś opowiem Wam przypadek
była babka no i dziadek
ech namówię go do grzechu
- lecz on tylko do orzechów

by odwrócić tą historię
szybko jeszcze więc dopowiem
zbliż się do mnie - dziadka słowa
- nici z flirtów ty piaskowa

List do...


W dziesiątą rocznicę....śmierci

Chciałam napisać coś od siebie,
jakoś zwyczajnie zapleść słowa,
tak bym się mogła dziś w nich schować.
Gdzieś całkiem blisko,
całkiem obok...

Chciałam powiedzieć Ci coś więcej,
dotknąć ramienia
albo dłoni...
Nawet poszukać twego cienia,
zanim blask słońca go wygoni...

Chciałam Ci ofiarować kwiaty...
mówiłeś...jakie one piękne
patrzcie dzieci.
Położę dzisiaj na Twym grobie
i płomyk lampki...niech się świeci.
Ja w ciszy, w myślach się pomodlę.

Chciałam Ci opowiedzieć wiele
o moim życiu
mężu, dzieciach...
nawet o starej sukni w kwiaty...
była jak Twoje dwa krawaty...


Zawsze lubiłeś jak się stroję...
i w myślach plany układałeś.
Jak dobra wróżka byłeś przy nas
Wiesz Tato...
teraz ja się boję


Przychodzi baba do... ;)

...Satyryczne spojrzenie
na chorobę i jej leczenie

leżę w łóżku kaszlę pluję
i ogólnie źle się czuję
zamiast z mężem do poduszki
to wybrałam leśne dróżki

tam się czułam jak ptak lekka
teraz ze mnie babka nie ta
rano pędzę do doktora
ja dziś jestem bardzo chora

biedna leżę grzecznie w łóżku
i nakrywam się poduszką
bo już kołdra cała mokra
a do diabła czy do Piotra

lekarz krople i syropy
a do tego antybiotyk
każe łykać grzecznie leżeć
czy skuteczne mam mu wierzyć

może dacie mi sposoby
by się pozbyć wnet choroby
nie ma to jak sposób babci
nie pomoże - nic nie stracisz

a dochtorów cenne prochy
nie działają ani trochę
"rumijanka" czy znachora
szukać abym była zdrowa


kaszel męczy w plecach strzyka
gdzie tu sens jest do medyka
teraz doszły jeszcze strajki
wiecie że to nie są bajki

dobre rady zawsze w cenie
leki drogie więc marzeniem
co mam robić się zamartwiam
gdy choroba tak uparta

to żaden protest ani krytyka
ni na znachora, ni na medyka ;)


w teatrze

spektakl
jednego aktora
gra gestów
pantomima uczuć

reżyser zakpił
z obsady
i publiczności

zziębnięte ręce
serce puste
to cena zbyt
wygórowana

a afisze wabiły intrygująco


Tym...którzy odeszli


przemija szybko za nocą dzień
przecież rok temu spotkaliśmy się
już bieganina trwa od miesiąca
i rozważaniom nie widać końca

znowu rodzina stroi bliskich groby
myje szoruje każdy jak nowy
przez tyle czasu nikt nie pamięta
1 listopad to zmarłych święto

mogiły pięknie przybrane w kwiaty
nie ważne biedny ktoś czy bogaty
wszyscy jednako już w ziemi leżą
i w zmartwychwstanie na pewno wierzą

lampek gałązek chryzantem w bród
bliscy stawiają na mogiłę grób
jak długo złocień na płycie wytrwa
czas jest na wszystko - a gdzie modlitwa

gromadnie stoją smutne rodziny
lecz wspominajmy także tych innych
są przecież tacy - nikt nie pamięta
grób zaniedbany czy wie, że święto

zapal wiec lampkę na obcym grobie
gdy zabraknie bliskich zapali ktoś tobie
niech to światełko świeczka niedroga
tez im wskazuje drogę do Boga

przeminie szybko dzień nam za dniem
może za rok znów tu spotkamy się
odchodzą wszyscy smutni ze łzami
Wy zostaniecie tylko z kwiatami

........i światełkami


Rzeczywistość

dają się we znaki
suchoty kieszonkowe
to piszczy bieda


Ech...ta zima

zaproś mnie proszę dzisiaj na chwilę
ogrzej me dłonie zziębnięte
wymagam wiele tylko przez zimę
wiosną powrócę znowu do siebie

użycz mi ciepła serca uśmiechem
słońca podaruj mi dzisiaj promień
za rok powrócę do ciebie echem
gdy zechcesz jeszcze pamiętać o mnie


Przyjaciele


ponad dachami między gwiazdami
mkną myśli po nieboskłonie
los sprawił że się znów spotykamy
uściskiem połączył dłonie

przeszłość jak ogród zaczarowany
porywy serc dary nieba
opadłych myśli złote dywany
przywraca pamięci bumerang

dwoje przyjaciół żywioły dwa
odnajdujemy się w słowach
płynąc po niebie jak słońce i wiatr
umiemy sekret zachować


Autoironia :)

Limeryk...
stary jak moje pisanie - ale zawsze na czasie!


pewna istota z pod Kujaw rodem
bardzo się chciała bawić z narodem
bzdury pisała
karteczki rwała
tolerowali ją jak? - mimochodem



Autoironia :(

mądrość jest cnotą niewiedza grzechem
gdzie moje miejsce w jakim wymiarze
wieczorem senna myślę z uśmiechem
pewnie pośrodku znów sie okaże



trochę szalona i niepoważna
goryczy rzucam smutne gdzieś słowo
wyciągam wnioski mylnie oskarżam
czasem się trafi nigdy celowo

natura skrzydłem wróbla okryta
sama prowadzi siebie do zguby
taka już ze mnie dziwna kobita
bardzo wrażliwa lecz bez obłudy

zdarza się bywa doradzę komuś
ale z butami nikomu w życie
własne kłopoty skrywamy w domu
jak pościelecie tak się wyśpicie


Oczekiwanie...

jak choroba zżera płuca
tak nasze serca namiętność
mająca przewagę
rozum wysyła na urlop
by kreślić barwną panoramę
konfliktów i walk

litość nie uwije gniazda na dłużej
oszczędzamy bicie serca
by odtrąciło kiedyś pogardę
bo czy warto żyć zniewolonym
oczekując na łaskawe
skinienie dłoni gestem przyzwolenia
gdy ktoś przypomni sobie

może łatwiej dokonać wyboru
na korzyść białej oblubienicy
kiedy na powroty
za późno


jedynie

mgła urojeń
macki jasnego płomienia
a zegar północ znów bije
gonitwą myśli znudzony
ponad lampami z gwiazd
wspólne niebo


Miłość


sztuka kochania
wielu spragnionym
może być wpajana
za pomocą
jednego rozdania...

Pustka

świat był baśniowy
ubrany w radosne kolory
nocy magia
przemija

milczenie ciszy poranka
nasza samotność
pustka moja
została

goryczy echem
niedopitej butelki
wspomnienie

wyczerpane tematy



Figlarka

jesiennych kwiatów
egzemplarze zasuszone
stronicom książek zakładką
i tęsknie spoglądasz
emocje wspomnienia
nie wrócą
na pewno
a popatrz

pamięć przewrotna
a jakby jej mało
na spacer we dwoje
i dywan rozpostrze
efektem palety
na tysiąc sposobów
kusi daremnie
alejką


Twój portret

zamawiasz wizerunek
oddający przymioty duszy
nie studiowałam psychoanalizy
zamiast kozetki
niewygodne krzesło życia
stajesz przed białym blejtramem
skrywając marzenia

najważniejsze pierwsze spojrzenie
oka ręki i wrażliwości artystycznej natury

wychwytuję drżenie kącików ust
znaczenie wpółprzymkniętych oczu
odczytuję nieśmiałość
na twarzy bagaż doświadczeń
pajączkami zmarszczek znaczony

najlepszy malarz nie zetrze
maski udawanego blichtru



Pamiętasz jeszcze...

Kawałek nieba z moich stron

Pamiętasz jeszcze tamte wieczory,
nocne rozmowy, życzliwe twarze
przywoływane z odległych marzeń?
Zostali ludzie życiem znękani
w miasteczku małym, cichym, spokojnym
- Rypinem dawno kiedyś nazwanym.

Pamiętasz wstążkę leniwej rzeki,
koryto gęstym pokrytej mułem?
Gasnące słońce pieściło łany,
zupełnie jakby człowiek kochany,
życiem zmęczone, mrużąc powieki
dotknął cię ręką ciepło i czule.

Pamiętasz starą wieżę kościoła?
W pobliżu nową po latach mamy.
Patrzyła w niebo z dumą wysoko.
Często zbierała spłakane myśli,
skryte rzęsami w progu bramy,
dając nadziei ostatnie słowo.

Pamiętasz mleczny opodal rogu,
gdzie na pierogi i bułki z serem
biegliśmy młodzi, pełni wigoru,
z wiatrem we włosach i roześmiani,
zakopać psoty pod starym drzewem
w naszej kryjówce ślad przed gapiami?

Pamiętasz jeszcze?
Ja tego nie wiem.


***(Co z tą....)***

co z tą miłością się stało
pielęgnowaną przez lata
przetarta jak w swetrze łokcie
rano drży rosą na kwiatach

a przecież było tak pięknie
słowa czułości i gesty
dzisiaj skapują łzami
w dłoni nie chcą się zmieścić

zgubione ślady obrączek
grosze rzucane na szczęście
przelała się uczuć kaskada
i nie popłynie już więcej

na próżno prośby i żale
otchłanie rozpaczy ciemnej
musiała skończyć się miłość
uczucia bywają zmienne


Maruderzy

gdy tak patrzę dookoła
wciąż zadaję to pytanie
myślę gdzie tu dobra wola
któż odpowie dziś mi na nie

każdy jakby jakiś chory
ciągle gdera i narzeka
wciąż niesnaski waśnie spory
no i gadaj do człowieka

jakiś dowcip ciepłe słowo
i nie zważaj na bliźniego
złośliwości chociaż sporo
to uśmiechnij się do niego

i jak słonko co na niebie
rękę podaj w takiej chwili
rozpromieni mnie i ciebie
swą radością dzień umilisz
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
POSTscriptum Strona Główna » DZIAŁY AUTORSKIE » Utwory zebrane » Nina » Ninoczka


Kontakt:

w sprawach merytorycznych:
Amandalea: amandalea@interia.pl, Leszek Wlazło: niepoeta2@wp.pl

w sprawach techniczno-merytorycznych:
Łukasz Pfeffer (luk19952): lukasz@pfeffer.com.pl


Pfeffer.com.pl - Zaistniej w internecie
 
 

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by Dustin Baccetti modified by Nieoficjalny support phpBB2 by Przemo