każde słowo nasza myśl a co innego znaczy
wczoraj drżący na wietrze liść
dziś żółknący wygląda inaczej
jedynie łezka szara po policzku spłynie
do marzenia do wspomnienia
i obsycha ginie
zgasł już ogień popiół wiatry rozgoniły
po wczorajszym płomieniu
snujący się lekko dym jeszcze siwy
piękny ptak ślady znaczył lotem
po tafli nieba frunący bezkreśnie
niczym mała bezwolna łódka płynąc
bez barier paszportu i granic
pozostawił jedno ostatnie swe piórko
gdy z domem się żegnał zbyt wcześnie
ojczystą ziemię zobaczyć czy warto
nigdy nie jest nie będzie tak samo
to co z góry po drodze zobaczył
będzie już tylko w sercu mu grało
echem wspomnienia goryczą rozpaczy
Obrazki jesienne
patrzę na jesienny krajobraz
z wnętrza ciepłego pokoju
spadają liście szumi wiatr
deszcz efektowną zasłoną
klosz lampy parasol ochronny
tuli kręgiem ciepłego światła
świat tworzę zaczarowany
wplatam w plenery wyobraźni
na zielonym obrusie lasu
grzybów talerze nie rosną
rogate jelenie spoglądają
w smutne oczy saren
wiewiórka na wysokiej sośnie
patrzy guziczkami ślepków
igiełki sypią się na poszycie z drzew
w lesie panuje zaraźliwa grypa
za groszem - grosz
za ciosem - cios
a gdzieś tam ja
jak pieski los
ochłapów stos
kulawy byt
na twarzy - łza
przez życie...ślad
po lepszy świt
Kryzys - dojrzałego
Tchórzliwe racjonalizacje trącające fałszem
uczucie pogardliwego obrzydzenia.
Nie tłumaczyć się przed nikim,
gdy kłamstwa i chaos zalewają duszę.
Uczucie rozpaczy, narastający lęk.
Taki mętlik - to objaw szaleństwa?
Zmęczony, zwykły człowiek w sile wieku,
lekko poorana, bruzdami czasu twarz
z czerwonymi obwódkami wokół oczu.
W nich cień skruchy, zmieszanie.
Kryzys wieku, strach przed przemijaniem?
Zagubiony - współczesny osobnik:
odmiana polska, katolicka - faryzejska.
Dostrzegamy gierki i fałszywe wybory
pełne inteligentnej, pokrętnej hipokryzji.
Nieuchronne kompromisy, sieć miernych
kłamstw, tandetnych rozgrzeszeń,
finezyjne samousprawiedliwienia.
Zwykłe, normalne szambo ludzkiego życia.
Bardziej perfidne niż dzisiejsza polityka.
Złapani w potrzask sprzecznych odczuć,
miotamy się w sobie - bezradnie,
jak uwięzione między dwiema szybami muchy.
Słońce prześwitując przez zasłony chmur
zalewa wokół świat czystością, blaskiem.
My - korzenie drzew wyrywane wichurą
z szarej codzienności naszego trwania.
Jak maleńkie ziarnko unoszone w powietrzu
napęczniałe odzyskiwaną wolą życia,
niepokojem czy kiedyś, gdy upadnie,
jeszcze zakiełkuje, wzrośnie?
Brak złudzeń obnaża dotkliwą samotność.
W poczekalni zwanej życiem.
Przerażeni wizją ponurej przyszłości
oddalibyśmy wszystko, aby cofnąć czas.
Upadek
jak dumę nieść
i wzbić się ku obłokom
czy znaczy to
że damą jest
gdy głowa hen wysoko
a z sercem swym
co ona uczyniła
wszak dał jej los
przez upór złość
na drobne rozmieniła
rozgląda się
i widzi świat wspaniały
te co jak gwiazdy
chciały lśnić
na ziemię pospadały
Woalką mgły
oczyszcza chore
wypływa kroplami
odnowy
zaczerpnij ze źródła
czasu nie odwrócisz
od siebie
Tragiczny finał... kieliszka
gdy w towarzystwie każdy w swej dłoni
trzyma pucharek szkło lśni i dzwoni
choć pierwszy toast jakiś bez smaku
tak się zaczyna żywot pijaków
pójście wieczorem z lubą do łóżka
wielki dylemat to dla leniuszka
w butelce mieszka szczęście swawola
niestety rozpacz też i niezgoda
pierwszy pijemy zawsze na zdrowie
drugi na humor panie panowie
z trzeciego psotny chochlik wyskoczy
procentem rozum zręcznie zamroczy
z kolejnym kończysz myśleć rozsądnie
o jakże błogo i jak swobodnie
po piątym płaczesz żalisz nad sobą
albo agresją zaprzątasz głowę
w szóstym sam szatan siedzi wcielony
pięknie czaruje już wyszkolony
tylko on jeden ciebie zrozumie
przyznaje rację jest sobowtórem
gdy do siódmego siły wystarczy
jesteś kolegą diabła szubrawcze
wiedzie do domu w znajome progi
ale człowieku tyś już stracony
zanim kieliszek chwyci twa ręka
pomyśl przez chwilę i zapamiętaj
picie wybierasz zdecydowanie
a co z rodziną twoją sie stanie?
"po kieliszku pierwszym jest mi lepiej
po kieliszku drugim humor mam
a po trzecim wołam wódzia krzepi
a po czwartym wszystkich wokół znam" - słowa piosenki biesiadnej
lubię deszcz
lubię czasami gdy deszcz pada
zmywa brud ulic
życia kurze
kupuję zapas chipsów z chmielu
pukam radośnie do sąsiada
lubię rozmowy te o niczym
chodnikiem biegną
mokrzy ludzie
a gdy zaleje nam mieszkania
przejdziemy wspólnie po ulicy
lubię sąsiada i sąsiadkę
i nasze dzieci
od przedszkola
związała mocna nić przyjaźni
co dzisiaj bywa coraz rzadsze
lubię skrzypienie pod butami
bo coraz ciężej
schody życia
pokonujemy wszyscy z wiekiem
młodości chwile hen za nami
Retrospekcja
szalem wspomnień otulona
mocuje węzły przeszłości
woalkę mgły
ozłoconą oddechem jesieni
zarzuca na natrętne myśli
i tylko ciszę echem z oddali
po tangu nokturno
za oknami gna wiatr
na listkach dzikiego wina
rozłożonych nocą marzeń
jak zużyta talia kart
oparta o zmurszałe sztachety płotu
odległego dzieciństwa
samotnie zapatrzona w dal
daremnie szuka gwiazd młodości
dawno opadłych
z własnego nieba
Na ...księdza
O nowe buty pytały raz panny,
które wystają mu spod sutanny.
- Ach proszę księdza czy to zamszowe?
- ten odpowiedział: - nie, to za swoje.
szlak życia
gdy duchem świętym już napełniony
kontynuacją znaku z chrzcielnicy
idziesz w świat szukać męża lub żony
krzyżem na czole znaczą rodzice
nie znamy daty ani godziny
koleje życia różnie się toczą
w chwili bilansu za własne czyny
zamkną powieki strudzonym oczom
zabrakło chwili nadziei jutra
dobre uczynki wstęgą w podzięce
raną na sercu rodzina smutna
z korali życia różaniec w ręce
droga do kresu wciąż coraz bliżej
przebrzmiało echo ciszy na trąbce
paciorki kończą się wielkim krzyżem
niemi sąsiedzi pomniki obce
schody
na przekór pogodzie serc
słota wspólnie przeżytych
śladem na serdecznym
te same drzwi i schody
pokonywane coraz wolniej
przygarbione myśli
pochylone ramiona
chwytające poręcz
w oczekiwaniu
na odrobinę tlenu
chwila odpoczynku na drugim
by pokonać licznik ułamka
zatrzymany kadr
kilogramy trosk i metry radości
historia zapisana śladami
odciśniętych rąk
na klamce czwartego
Obrazki z okna
od rana po wieczór,
z tygodnia na tydzień
zlewają się dni
spaliło się kalendarz, bo i na co
sąsiad odpala opla pewnie do pracy
znaczy się... wstać trzeba
*
ambicje miała jak góry
- nie wspiął się, nie sprawdził się
odeszła jak stała
na co te szmaty w szafie
oczy łzawią i zimą strawa dla moli
nie poszła do niego mieszka u córki
a może się, co trafi
młoda jest
syn zaplątał się w Wiśniewskiego
mieli cel, zamienił się w celę
w dwuosobowej mieszka
z okresowym meldunkiem na pięć lat
dobry dzieciak
a jak się sprawiał na budowie
*
zameldowało się kumpli
czynsz obowiązkowo płacimy wspólnie
nie pora pod most zima idzie
same korzyści
rano przyniosą butelkę chleba
tego na kościach
przecież oszczędzać trzeba
Rezygnacja
bezwiednie tnę skrzydła
frunąc ku obłokom
czas osiąść na ziemi
niebo - za wysoko
przecież już upadłam
pomocy nie wołam
przez palce róż kapie
z poranionych kolan
Jesień idzie przez...
złotym jedwabiem strojona szata
kwiatów wątpliwa barwa zanika
ustały prace braknie oracza
śmiechów w ogrodzie milknie muzyka
lato z urokiem skrzydeł motyli
po grillu pamięć pogorzelisko
teraz zbiór żniwa dorobek roku
i znów niektórym zabierze wszystko
jesień rudawym fałszem skalana
w progu stanęła nie zaproszona
jak las grzybami po deszczu z rana
potokiem smętnych chwil naznaczona
ponad dachami między gwiazdami
deszcze pochmurne rozczesują brwi
przeszłość jak ogród zaczarowany
o wiele wcześniej światło w oknach lśni
Jak to w maju...się kochają akrostych
miłości barwami tęczy
alejka rozbrzmiewa dźwięcznie
jeszcze wolnym idą krokiem
ogarniają gwiazdy wzrokiem
witają się pod księżycem
euforię niosąc skrycie
może wstydzą się tej ciszy
i tak słów nikt nie usłyszy
łowiąc serca właśnie w maju
o świtaniu się rozstają
światłem wnętrza rozkochanym
ciemność ściele swe dywany
i czy wszyscy tak wzdychali
przeplatane latem zimą
łzami rzewnie to co było
opłakuje każdy skrycie
często nawet całe życie
historię zapisze pamięć
...efekty majowych wrażeń
Zwyczajny dzień
wschód nadzieją
życia - sprzeczności
pragnieniem jasności
wieczorne podsumowanie
majaki
kłębiące się myśli udręczonej duszy
odgradzają straszliwą przeszłość
w przebłyski świadomości wplatana nadzieja
zamglone efemerycznie obrazy
szybują lotem błyskawicy
nie nadążając zatrzymać myśli
wywołują zamierzone zamieszanie umysłu
przebudzeniu towarzyszy paniczny strach
zlana potem łapczywie chwyta powietrze
wierzyła i trzymała się blisko przyjaciół
bezpieczniej poznać wrogów i polubić
cierpliwie zarzucane misterne sieci
skomplikowanej pułapki zagrożenia
sposób na usidlenie adwersarzy
szukaniem słabych punktów przeciwnika
rankiem natłok myśli w skłębionej pościeli
przebudzenie udręczonego ciała
na odnowę zabrakło natchnienia
sprawianie bólu i bycie pośmiewiskiem
bez końca i bez początku bezsensem
czy zdarzyło się naprawdę
Tabula rasa
a kiedy przyszłam na świat
białą szatkę przy Chrzcie otrzymałam
czystym sercem żyć
dobro wokół siać być człowiekiem
ech naiwności i egzaltacjo
fatum ciążące nad głową
gdy wiedzy mało
humorem przekupić nie zdoła
idąc przez życie jego dylematów
już rozróżniam te niepokoje
kłopoty ze zrozumieniem siebie
lecz świadomie kierować życiem
łopot chorągiewki na wietrze
męczy ta od życia rola
nie mogę czynić jak pragnę
o tym wiem to niełatwe
po latach odkrywam sprzeczności
radości chwile i cierpienia
słowa które tak mało znaczą
tylko po szatce wspomnienie
ukryte gdzieś się po głowie plącze
wracając myślami wiem
zawsze przypomina
że była biała
czysta - nie zapisana....
Czas
gdy miłość splata się z nadzieją
blaskiem obrączek szczerozłotym
dusze w rytm walca tańczą wtedy
nie myśląc dziś co będzie potem
gdy przyjaźń wiarą wiąże dłonie
w uścisku drżącym i nieśmiałym
dwa serca łączą się zwyczajnie
i świat się kręci razem z nami
gdy tak na przekór kwitnie majem
choć lat przeżytych już nie zdoła
policzyć rozmieniona miłość
wyschnięta w rogu jak jemioła
każdy co majem chce oddychać
powinien w sobie pielęgnować
te wszystkie walce pod obłoki
wypowiadane drżeniem słowa
i razem wiążąc nić przyjaźni
starać się zawsze z całej siły
aby marzenia kołysane
przez całe życie zgodnie lśniły
Pozostał ślad
dziś samotny pośród ludzi
wczorajsi przyjaciele
mieszane odczucia
gdzie dziś oni
tylko ślady
przetrwały
los cię męczy
wytrwaj w uporze
gnaj wciąż do przodu
zakwitną kiedyś kwiaty
na ziemi zroszonej twymi łzami
Nadzieja
między gwiazdami odnajdę
pośród błękitu
zieloną wyłowię
z niebytu
Rysunek wewnętrzny
wspomnienia mniej uchwytne od snu
stygmaty przerażenia na twarzach
przeobrażane w maski uśmiechu
wybrane z kolekcji
dna podświadomości
wewnętrzne zmagania przemilczane
odnalezienie prawdziwego oblicza
przekazania najintymniejszej strony duszy
nieuchwytne dla obserwatora z zewnątrz
słuchamy pochwał wypowiadanych z magią
podobnych do głosu węża
sączącemu w ucho Ewie
charakter bez zmian
najzdolniejszym scenarzystą
na deskach naszego teatru
bogactwo wewnętrznego życia
Z perspektywy życia...
jest gdzieś taka wioseczka
w której kiedyś mieszkałam
stara mała chateczka
którą bardzo kochałam
mam przemiłe wspomnienia
te niewinne dziecięce
gdy kochana Mateńka
mnie nosiła na ręce
wspomnieniami tam wracam
gdy mi tęskno i smutno
bardzo chciałabym cofnąć
tę dorosłość okrutną
czasem oczy zachodzą
łzami żalu rozpaczy
ja się staram uśmiechać
by ich nikt nie zobaczył
teraz po tylu latach
zrozumiałam już wiele,
swoich łez nie ukrywaj
radzą mi przyjaciele
płaczę i mówię głośno
gdy mi życie dokuczy.
stanie ktoś na mej drodze
i z łez oczy osuszy
Dwa słowa
zwyczajnie w kilku prostych słowach
chciałam serdecznie podziękować
za wszelkie rady dłoń pomocną
zawsze otwartą dniem czy nocą
którą kąsały moje słowa
za to co jakoś nie tak wyszło
jakby na niebie gwiazda zgasła
czego się sama w myślach wstydzę
wyznać dziś szczerze muszę wszystko
potrzeba serca tak mnie naszła
by szepnąć cicho proszę wybacz
Tak samo ...rewanż
jeśli akacji kwiaty
krzywdzisz
ułamując bezsensownie
a będą ozdobą
gdzieś upragnioną
to aromat krzyczy boleścią
ów gałązki kikut
ukochanej będzie
iluzją empatii
Wspomnieniem Ci dziękuję w 25 rocznicę - Mężowi
sukienkę białą do ziemi miałam
po mych policzkach płynęła łezka
gdy przed ołtarzem ci przysięgałam
z obcym człowiekiem los łączył w więzach
wieku śnieg prószy dziś nasze skronie
dzieci dorosły nam przyjacielu
złączone serca w uścisku dłonie
dziś Ci dziękuję wybrany z wielu
sporo przeżytych lat razem mamy
myśli gonitwą wspomnień spójrz wiele
w blasku obrączek w kościele małym
dziś świętujemy srebrne wesele
dalej pójdziemy razem w zachwycie
dotąd nam dobre wiatry sprzyjały
nie widząc zmarszczek co dało życie
we dwoje wszystko miły przetrwamy
24.10.2006
W szpitalu
na lekarza
pewien chłopina z Sącza Nowego
szedł do gabinetu prowadzącego
lekarz popatrzył krzywo niestety
ocenił wzrokiem grubość koperty
" łóżko ma cztery nogi kolego !"
Rozsądnie
różą wiatrów
kierunek wskazany
kresem podróży
strudzonego wędrowca
wielobarwne ławice
falowały w podwodnym tańcu
***bez tytułu***
mądrość jest cnotą niewiedza grzechem
gdzie moje miejsce w jakim wymiarze
czasami myślę sobie z uśmiechem
pewnie pośrodku znów się okaże
trochę szkolona a niepoważna
niekiedy rzucę gdzieś luźne słowo
bywa że wtedy ludzi urażę
tak mimochodem bo niecelowo
moja natura wiatrem podszyta
co dużo mówi a mało czyni
taka już ze mnie wredna kobita
lecz nie fałszywa i nie zdrajczyni
zdarza się bywa doradzę komu
ale z butami nikomu w życie
co za przysługa każdy zna z domu
jak pościelicie tak się wyśpicie
Czy się spotkamy
Znajomości w bukiet zbierałam przez lata.
Niektóre ważne, te inne mniej.
Przetrwały tyle, co rosa na kwiatach.
Kiedyś zapłaczę, a ty się śmiej!
Do grona których ciebie zaliczyć?
Były rozmowy, i łzy radości.
Zmienny charakter, mylne oblicze,
czasami smutek, ot tak zagościł.
Wiele tajemnic co w głębi skrywane
i lżej na sercu, choć utrudzone.
Łatwiej powiedzieć w ciszy nad ranem,
gdy się otwiera przed nieznajomym.
Choć kilometrów dale nas dzielą,
nie znamy siebie, nazwisk nie mamy,
to dzień zwyczajny błyszczy nadzieją...
Czy los pozwoli, że się spotkamy?
Testament
może odejdę stąd niedługo
zaginie po mnie wszelki ślad
zaschnięta łza zostanie smugą
zapal mi lampkę postaw kwiat
a o modlitwie też pamiętaj
o tak niewiele myślę proszę
prostą codzienną nie od święta
ważniejsza będzie niż dziś grosze
kiedy mogiłę już pokryje
zielona trawa wiosną listkiem
białą konwalią ja odżyję
jeśli mnie wspomnisz to się przyśnię
może nie znajdą chwili dla mnie
innym darując czas swój cały
życie mężowi dzieciom skradnie
pamięć o grobie skromnym małym
Sito wspomnień
zakręcone myśli
w słoikach wspomnień
po kartkach życia błądzą
bezładnie
zabijane sztachetami słów
ogarki przeszłości
łączące się w jedną
furtkę zapomnienia
wysłużony parasol
udręczony kapryśną aurą
nie zakrywa spadających
słonych kropli
bezsensu
Skarga
w codziennym biegu zwykłych wydarzeń
szukam w pamięci kochanej twarzy
życie jedynie zasadzek drogą
i sił brakuje strudzonym nogom
codzienny obraz ludzkiej niedoli
zasmuca duszę i serce boli
gdyby mi Ciebie wtedy nie zbrakło
dziś użaliłabym ci się Tato
mamona bywa doradcą serca
wciąż powtarzałeś że to morderca
co na manowce wiedzie z prostych dróg
dla całych rodzin podstępny to wróg
nikt nie potrafi dziś bez zawiści
w szalonym tempie pozbierać myśli
jak tu dokuczyć jedynym celem
nawet brat z siostrą nieprzyjaciele
dokąd pędzimy za czym gonimy
komu potrzebne ludzkie przewiny
czy diabli mają w piekle uciechę
kiedy przestaje się być człowiekiem
Poetka - poeta
poeta to jest istota wspaniała
czasami pisze bzdury wyniośle
co sama nie wie czego by chciała
pędzi ku gwiazdom jak ćma na oślep
lecz kiedy bywa wychodzi z cienia
zbawiać nawracać na proste drogi
na siłę chciała by świat cały zmieniać
wciąż język jednak zda się ubogi
każdego pragnie kochać jak brata
a że się nie da bo niemożliwe
to na odległych zakątkach świata
są to istoty wskroś nieszczęśliwe!
cierpi za innych błędy młodości
czasem za swoje także jak ja
dla mnie oznaka to wrażliwości
lecz popatrz wokół piękny jest świat
lekarstwo
cichutkie marzenia
takie do spełnienia
każdy o coś prosi
marzeń pięknych kloszem
i światłem tej lampki
co świeci przy łóżku
spełniać chcę marzenia
i być dobrą wróżką
od życia niewiele
sama dzisiaj żądam
kiedy jest mi smutno
na Forum zaglądam
II
cichutkie marzenia
takie do spełnienia
każdy o nie prosi
marzeń pięknych koszem
światłem małej lampki
co świeci przy łóżku
spełniać chcę marzenia
i być dobrą wróżką
od życia niewiele
sama dzisiaj żądam
kiedy jest mi smutno
to w niebo spoglądam
To...nie powróci
szeptały skrzydła starego młyna
obracanego spiętrzonymi wodami
ukryta w pachnącej macierzanką trawie
szukałam czerwieni między poziomkami
łany zbóż chabrami przeplatane latem
odsłaniały maki kąkole kwitnące
dzika grusza w polu i rajska jabłonka
me oczy wabiły owocem kuszącym
szkielet kieratu porośnięty trawą
obok tej chaty gdzie miłości wiele
na szerokiej miedzy kolce jeżyn słyszą
zapach powideł robionych w niedzielę
płaczące wierzby moje przyjaciółki
przytulone mocno do niebieskiej rzeki
szumią w moich myślach potargane wiatrem
gdy zamknę wieczorem zmęczone powieki
podstawowa szkoła daleko od szosy
do małej kapliczki dal niezmierzona
wzrokiem wyobraźni chciałabym teraz
wrócić by miłość tulić w ramionach
zawikłane życia koleje się toczą
wstążkami we włosach dawnej dziewczyny
żal ściska serce przeminęły lata
do chwil młodości nie powrócimy
Cudowne zmiany
uformowały się w okazałe piękno
przeistoczeniem z optymisty
w perfidnego osobnika
na pytania z dziedziny życia
odpowiedź gotowa bez ściągi
sufler ma dziś wychodne
wsłuchiwanie się w innych
uwidacznia złe intencje
skryte za woalką wspomnień
na odległość ramienia
odczytuje wnętrza osobowości
w sposób prosto banalny
wątpliwy pozytyw
ułatwiający przetrwanie
selekcja naturalna znajomości
ocalenie od pustych więzi
wieloletnich niby przyjaźni
zakończonych zobojętnieniem
życie trybem normalnym
nie uwzględniające postawy gracza
pozwala spokojniej
pokonywać planszę życia
Słychać śpiew
jak co roku o tej porze
wokół słychać tęskny śpiew
ludzie idą przed wieczorem
by Maryi oddać cześć
gdy różaniec dzierżą w dłoni
i litanii słowem pięknie
do figurki przystrojonej
idą wielbić swą Panienkę
o Matuchno przyjm w ofierze
tę modlitwę w ludzkim tłumie
ofiarując chwilę czasu
śpiewem modlą się podwójnie
gdy ucichną pieśni słowa
i do domu pójść już trzeba
za hołd dany na dobranoc
otwiera nam bramy nieba
oblicza matki
dziś słowo matka ma wiele znaczeń
cóż to oznacza jak wytłumaczę
zapytam krótko o co mi chodzi
ta co wychowa czy co urodzi
w bólach potomstwo na świat wydała
chwili narodzin oczekiwała
od noworodka tuliła dziecię
nasza mateńka jedyna w świecie
tej co nie dane było mieć własnych
nie pomagały słów czułych plastry
chwilą natchnienia los swój wybrała
sieroce serca mocno kochała
z uczuć do tego który był wdowcem
wzięła w posagu choć były obce
nie pomyślała młoda panienka
dziś jest macochą choć serce pęka
gdy syn czy córka z gniazda wyfruwa
mamuśką nazwą choć zawsze druga
z wielkim oddaniem wnuki wychowa
niestety zawsze tylko teściowa
jak nikt poznała potomstwa drogi
często płakała doznając trwogi
gdy mrok otoczył przeprowadzała
taką w pamięci nam pozostała
Mam...problem
wyrzucam kartki ciągle narzekam
doradźcie proszę jak pisać wiersze
sama na siebie próżno się wściekam
wena odeszła z jesiennym świerszczem
hen tam szybuje gdzie gwiazdy blask
szukam i pukam do wszystkich drzwi
nie chce powrócić pod skromny dach
cisza i pustka w umyśle tkwi
no i powiedzcie jak to się dzieje
miłość i praca mówią wzbogaca
mojej pamięci brak już nadziei
kiedy się nocą w łóżku przewracam
gdy myśl mi w głowie nagle się rodzi
to co mam zrobić kogo zapytać
znika jak widmo gdy słońce wschodzi
szukać poety może medyka
a może Muzę wezmę w niewolę
wtedy swe rymy nią zadowolę
Marzenia
popłynę do małej zatoki
nad głową białe obłoki
tu swą łódkę zakotwiczę
by się ukołysać ciszą
i rozpalę wnet ognisko
wszędzie cisza spokój czysto
siądę sobie blisko ognia
warto mokre ręce ogrzać
pooddycham czystym tlenem
i zabiorę z rozrzewnieniem
tam do bloku do pokoju
by wspomagał w trudzie znoju
kiść gałązek tej zieleni
włożę w dzbanek po nadziei
niechaj mi przypominają
jak tu pięknie było w maju
Takie sobie.. bajanie
dziś opowiem Wam przypadek
była babka no i dziadek
ech namówię go do grzechu
- lecz on tylko do orzechów
by odwrócić tą historię
szybko jeszcze więc dopowiem
zbliż się do mnie - dziadka słowa
- nici z flirtów ty piaskowa
List do...
W dziesiątą rocznicę....śmierci
Chciałam napisać coś od siebie,
jakoś zwyczajnie zapleść słowa,
tak bym się mogła dziś w nich schować.
Gdzieś całkiem blisko,
całkiem obok...
Chciałam powiedzieć Ci coś więcej,
dotknąć ramienia
albo dłoni...
Nawet poszukać twego cienia,
zanim blask słońca go wygoni...
Chciałam Ci ofiarować kwiaty...
mówiłeś...jakie one piękne
patrzcie dzieci.
Położę dzisiaj na Twym grobie
i płomyk lampki...niech się świeci.
Ja w ciszy, w myślach się pomodlę.
Chciałam Ci opowiedzieć wiele
o moim życiu
mężu, dzieciach...
nawet o starej sukni w kwiaty...
była jak Twoje dwa krawaty...
Zawsze lubiłeś jak się stroję...
i w myślach plany układałeś.
Jak dobra wróżka byłeś przy nas
Wiesz Tato...
teraz ja się boję
Przychodzi baba do...
...Satyryczne spojrzenie
na chorobę i jej leczenie
leżę w łóżku kaszlę pluję
i ogólnie źle się czuję
zamiast z mężem do poduszki
to wybrałam leśne dróżki
tam się czułam jak ptak lekka
teraz ze mnie babka nie ta
rano pędzę do doktora
ja dziś jestem bardzo chora
biedna leżę grzecznie w łóżku
i nakrywam się poduszką
bo już kołdra cała mokra
a do diabła czy do Piotra
lekarz krople i syropy
a do tego antybiotyk
każe łykać grzecznie leżeć
czy skuteczne mam mu wierzyć
może dacie mi sposoby
by się pozbyć wnet choroby
nie ma to jak sposób babci
nie pomoże - nic nie stracisz
a dochtorów cenne prochy
nie działają ani trochę
"rumijanka" czy znachora
szukać abym była zdrowa
kaszel męczy w plecach strzyka
gdzie tu sens jest do medyka
teraz doszły jeszcze strajki
wiecie że to nie są bajki
dobre rady zawsze w cenie
leki drogie więc marzeniem
co mam robić się zamartwiam
gdy choroba tak uparta
to żaden protest ani krytyka
ni na znachora, ni na medyka
w teatrze
spektakl
jednego aktora
gra gestów
pantomima uczuć
reżyser zakpił
z obsady
i publiczności
zziębnięte ręce
serce puste
to cena zbyt
wygórowana
a afisze wabiły intrygująco
Tym...którzy odeszli
przemija szybko za nocą dzień
przecież rok temu spotkaliśmy się
już bieganina trwa od miesiąca
i rozważaniom nie widać końca
znowu rodzina stroi bliskich groby
myje szoruje każdy jak nowy
przez tyle czasu nikt nie pamięta
1 listopad to zmarłych święto
mogiły pięknie przybrane w kwiaty
nie ważne biedny ktoś czy bogaty
wszyscy jednako już w ziemi leżą
i w zmartwychwstanie na pewno wierzą
lampek gałązek chryzantem w bród
bliscy stawiają na mogiłę grób
jak długo złocień na płycie wytrwa
czas jest na wszystko - a gdzie modlitwa
gromadnie stoją smutne rodziny
lecz wspominajmy także tych innych
są przecież tacy - nikt nie pamięta
grób zaniedbany czy wie, że święto
zapal wiec lampkę na obcym grobie
gdy zabraknie bliskich zapali ktoś tobie
niech to światełko świeczka niedroga
tez im wskazuje drogę do Boga
przeminie szybko dzień nam za dniem
może za rok znów tu spotkamy się
odchodzą wszyscy smutni ze łzami
Wy zostaniecie tylko z kwiatami
........i światełkami
Rzeczywistość
dają się we znaki
suchoty kieszonkowe
to piszczy bieda
Ech...ta zima
zaproś mnie proszę dzisiaj na chwilę
ogrzej me dłonie zziębnięte
wymagam wiele tylko przez zimę
wiosną powrócę znowu do siebie
użycz mi ciepła serca uśmiechem
słońca podaruj mi dzisiaj promień
za rok powrócę do ciebie echem
gdy zechcesz jeszcze pamiętać o mnie
Przyjaciele
ponad dachami między gwiazdami
mkną myśli po nieboskłonie
los sprawił że się znów spotykamy
uściskiem połączył dłonie
przeszłość jak ogród zaczarowany
porywy serc dary nieba
opadłych myśli złote dywany
przywraca pamięci bumerang
dwoje przyjaciół żywioły dwa
odnajdujemy się w słowach
płynąc po niebie jak słońce i wiatr
umiemy sekret zachować
Autoironia
Limeryk...
stary jak moje pisanie - ale zawsze na czasie!
pewna istota z pod Kujaw rodem
bardzo się chciała bawić z narodem
bzdury pisała
karteczki rwała
tolerowali ją jak? - mimochodem
Autoironia
mądrość jest cnotą niewiedza grzechem
gdzie moje miejsce w jakim wymiarze
wieczorem senna myślę z uśmiechem
pewnie pośrodku znów sie okaże
trochę szalona i niepoważna
goryczy rzucam smutne gdzieś słowo
wyciągam wnioski mylnie oskarżam
czasem się trafi nigdy celowo
natura skrzydłem wróbla okryta
sama prowadzi siebie do zguby
taka już ze mnie dziwna kobita
bardzo wrażliwa lecz bez obłudy
zdarza się bywa doradzę komuś
ale z butami nikomu w życie
własne kłopoty skrywamy w domu
jak pościelecie tak się wyśpicie
Oczekiwanie...
jak choroba zżera płuca
tak nasze serca namiętność
mająca przewagę
rozum wysyła na urlop
by kreślić barwną panoramę
konfliktów i walk
litość nie uwije gniazda na dłużej
oszczędzamy bicie serca
by odtrąciło kiedyś pogardę
bo czy warto żyć zniewolonym
oczekując na łaskawe
skinienie dłoni gestem przyzwolenia
gdy ktoś przypomni sobie
może łatwiej dokonać wyboru
na korzyść białej oblubienicy
kiedy na powroty
za późno
jedynie
mgła urojeń
macki jasnego płomienia
a zegar północ znów bije
gonitwą myśli znudzony
ponad lampami z gwiazd
wspólne niebo
Miłość
sztuka kochania
wielu spragnionym
może być wpajana
za pomocą
jednego rozdania...
Pustka
świat był baśniowy
ubrany w radosne kolory
nocy magia
przemija
milczenie ciszy poranka
nasza samotność
pustka moja
została
goryczy echem
niedopitej butelki
wspomnienie
wyczerpane tematy
Figlarka
jesiennych kwiatów
egzemplarze zasuszone
stronicom książek zakładką
i tęsknie spoglądasz
emocje wspomnienia
nie wrócą
na pewno
a popatrz
pamięć przewrotna
a jakby jej mało
na spacer we dwoje
i dywan rozpostrze
efektem palety
na tysiąc sposobów
kusi daremnie
alejką
Twój portret
zamawiasz wizerunek
oddający przymioty duszy
nie studiowałam psychoanalizy
zamiast kozetki
niewygodne krzesło życia
stajesz przed białym blejtramem
skrywając marzenia
najważniejsze pierwsze spojrzenie
oka ręki i wrażliwości artystycznej natury
wychwytuję drżenie kącików ust
znaczenie wpółprzymkniętych oczu
odczytuję nieśmiałość
na twarzy bagaż doświadczeń
pajączkami zmarszczek znaczony
najlepszy malarz nie zetrze
maski udawanego blichtru
Pamiętasz jeszcze...
Kawałek nieba z moich stron
Pamiętasz jeszcze tamte wieczory,
nocne rozmowy, życzliwe twarze
przywoływane z odległych marzeń?
Zostali ludzie życiem znękani
w miasteczku małym, cichym, spokojnym
- Rypinem dawno kiedyś nazwanym.
Pamiętasz wstążkę leniwej rzeki,
koryto gęstym pokrytej mułem?
Gasnące słońce pieściło łany,
zupełnie jakby człowiek kochany,
życiem zmęczone, mrużąc powieki
dotknął cię ręką ciepło i czule.
Pamiętasz starą wieżę kościoła?
W pobliżu nową po latach mamy.
Patrzyła w niebo z dumą wysoko.
Często zbierała spłakane myśli,
skryte rzęsami w progu bramy,
dając nadziei ostatnie słowo.
Pamiętasz mleczny opodal rogu,
gdzie na pierogi i bułki z serem
biegliśmy młodzi, pełni wigoru,
z wiatrem we włosach i roześmiani,
zakopać psoty pod starym drzewem
w naszej kryjówce ślad przed gapiami?
Pamiętasz jeszcze?
Ja tego nie wiem.
***(Co z tą....)***
co z tą miłością się stało
pielęgnowaną przez lata
przetarta jak w swetrze łokcie
rano drży rosą na kwiatach
a przecież było tak pięknie
słowa czułości i gesty
dzisiaj skapują łzami
w dłoni nie chcą się zmieścić
zgubione ślady obrączek
grosze rzucane na szczęście
przelała się uczuć kaskada
i nie popłynie już więcej
na próżno prośby i żale
otchłanie rozpaczy ciemnej
musiała skończyć się miłość
uczucia bywają zmienne
Maruderzy
gdy tak patrzę dookoła
wciąż zadaję to pytanie
myślę gdzie tu dobra wola
któż odpowie dziś mi na nie
każdy jakby jakiś chory
ciągle gdera i narzeka
wciąż niesnaski waśnie spory
no i gadaj do człowieka
jakiś dowcip ciepłe słowo
i nie zważaj na bliźniego
złośliwości chociaż sporo
to uśmiechnij się do niego
i jak słonko co na niebie
rękę podaj w takiej chwili
rozpromieni mnie i ciebie
swą radością dzień umilisz