Wysłany: 2019-11-28, 21:55 Rendez-vous z Amsterdamem (ballada o wiarołomnej kochance)
A oczy miała zielone, zielone zielenią wód
i tataraku nad wodą gdy przegląda się w niej.
We włosy koloru miedzi wplątywał się wiatr,
czerwone słońca zachodem,
wplątywał się w nie wiatr i moja dłoń.
Przeciekły mi przez palce, jak teraz przecieka czas,
gdy odsprzedała je komuś za złota garść.
Pod powieki zlepione, gdy władzę przestał mieć czas,
wpłynęłaś, bym z łaski snu mógł mieć cię jeszcze raz.
Płomień na mojej piersi złożyłaś, to chyba cud,
próbuję wziąć cię w ramiona, lecz próżny trud.
Zniknęłaś, nim sen się dośnił, pozostał smutek i gniew.
Żegnaj miedzianowłosa, odeszłaś, tam skąd cię dobiegł
pochlebstwa zew.
* * *
Z plecakiem na ramieniu przekraczam kolejny most,
a tyle wciąż do zwiedzenia, dalej więc ruszam w pląs.
Dziś rendez vous z Amsterdamem, niedługo noc nas ogarnie,
odwiedzić muszę De Wallen, dzielnicę czerwonych latarni.
Księżyc, golas, na dachu, różową dupą lśni,
w reklamach porno-shopu poznaję ciebie, to ty.
Z neonów pikantnych wystaw, z okładek wulgarnych pism,
miedzianowłosa artystka spogląda na mnie i drwi.
Wróciłaś tysiącem twarzy, pragnąłem znów spotkać cię,
lecz teraz tylko marzę by uciec gdzieś.
Mijam w kolejnych oknach wabiące okazy płci,
gdy nagle... miedzianowłosa i rozpoznania błysk.
Wpierw konsternacja na twarzy, uśmiech smutny i zły
i najdziwniejsze ze zdarzeń, w jej oczach ujrzałem łzy.
Opadły wszystkie pęta, wolny, gdzie chcę mogę iść,
co chcę mogę pamiętać, ja teraz wybieram drzwi.
Z plecakiem na ramieniu przekraczam kolejną bramę,
przez chwilę stoję w jej cieniu.
Żegnam, cześć. Cóż.
Nie da się nucić tej ballady do strumyka, Witoldzie.
Witek, wyciągnąłeś, ale nie wiedziałeś co wyciągasz z tej Pandory.
Seniorze odmładzasz mnie o wiele lat.
Stara ballada.
Sprzed naprawdę wielu lat.
Chociaż wciąż jestem młody, to jednak wtedy byłem młodszy niż kiedykolwiek.
Żywy ogień. Ale poezji jeszcze nie nauczyłem się pisać. Byłem na najlepszej drodze, chociaż spódniczki przesłaniały mi centrum poetyki, przesłaniając też inne, oczywiste w tym czasie centra.
JEST TROCHĘ PRAWDY W TEJ BALLADZIE.
Moje zauroczenie miedzianowłosą. Nawet nie pamiętałem jej imienia.
Tyle, że zawsze lubiłem rude.
Moja wycieczka do Amsterdamu.
Piękne miasto.
Kochałem Gdańsk, a okazało się, żę Amsterdam to taki Gdańsk tyle, że pomnożony.
Mógłbym obudzić się tu przekonany, że jestem w Gdańsku.
Poczułem się zdruzgotany, dopóki nie uświadomiłem sobie, że to Niemcy zdruzgotali Gdańsk i odrodził się tylko w części.