POSTscriptum Strona Główna  
  POSTscriptum
FAQ  FAQ   Szukaj  Szukaj   Użytkownicy  Użytkownicy   Grupy  Grupy
 
Rejestracja  ::  Zaloguj Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
 

Odpowiedz do tematu POSTscriptum Strona Główna » PISANE PROZĄ » Różne gatunki prozy » Amerykan, cz.5
Amerykan, cz.5
Autor Wiadomość
Hardy 


Dołączył: 08 Gru 2015
Posty: 1739
Wysłany: 2021-03-19, 10:12   Amerykan, cz.5

cd.

Musiałem przyznać w duchu, że jednak kumple, którzy się zmyli, byli doświadczeni w tej robocie; wiedzieli, kiedy przypomnieć sobie o urodzinach kolegi. To już nie było to, co jeszcze godzinę temu. Coraz ciężej było nosić, coraz wolniej ubywało węgla. W zwykłych wagonach, które poprzednio rozładowywaliśmy, nie było prawie takich wędrówek. „Kurde, jednak daliśmy się za psy, to teraz szczekamy” – ponownie cicho mruknąłem sam do siebie, po kolejnym spacerze z pełną grysu szuflą.

– Zdzichu, odsapnijmy. – Kazik oparł się ciężko o łopatę. – Muszę odpocząć.

Też głęboko odetchnąłem i zrobiłem kilka skłonów. Trochę pomogło. Odczekałem jeszcze minutę, aż współtowarzysz pracy zaczął normalnie oddychać. Wyciągnąłem z kieszeni zegarek.

– Dobra, odrzućmy jeszcze tylko spod tej ściany i za kwadrans zrobimy przerwę. Co?

Zrobił kwaśną minę ale kiwnął głową. Chwyciłem za łopatę i wbiłem w grys.

– Cześć, chłopaki! Jak wam idzie? – Doszedł do nas w tym samym momencie przechrypnięty głos.

Wyjrzałem przez drzwi. To był Tadzio. Ten drobny Tadzio, który przy pierwszym spotkaniu, bez wybrzydzania, poczęstował siebie i innych moimi fajkami.

Oparłem się na szufli i przetarłem rękawem czoło.

– Cześć. Co tu robisz? Nie zbłądziłeś? – dodałem zgryźliwie. – Przecież miałeś być z innymi na urodzinach kolegi.

Podrapał się po rzadkich włosach. Spojrzał na mnie z ukosa i westchnął:

– Aa, nie. Nie poszłem. Wypadło mi coś.

– Coś dzisiaj wam wszystkim wypadło. Tobie aż dwukrotnie. Wpierw urodziny kumpla, a teraz znów coś. I jakim cudem tu się znalazłeś?

– Noo… przyszłem – przestąpił z nogi na nogę – przyszłem zobaczyć, jak wam idzie.

– No proszę, jakiś opiekuńczy. – Kazik sypnął węglem blisko niego, aż Tadzio odskoczył. – Wrobiliście nas w amerykańca, a sami spieprzyliście. Będziemy tu przez was siedzieć do nocy.

– No, tak trochę. Ale, chłopaki…

– Dobra, mów co cię przywiało. Robotę mamy. – Zniecierpliwiłem się. – Na flaszkę zbierasz, czy co?

– No, tak jakby. Suszy mnie dzisiaj.

– Trzeba było przyjść do roboty. Za darmo nic nie ma. – Odwróciłem się do Kazika. – Dawaj, zasuwamy.

– Chłopaki, a dacie porobić? Za flaszkę? Odpoczniecie sobie.

Popatrzyłem pytająco na kolegę. Machnął ręką.

– Daj mu, i tak za chwilę chcieliśmy. Niech poszufluje, jak go tak napaliło.

– Tadzio, dobra dostaniesz, ale – uniosłem palec w górę – nie na perlistą, tylko na jot dwadzieścia trzy. Jak chcesz.

– Jasne, dzięki – uśmiechnął się szeroko, zdejmując lichą kurteczkę – klos mi wystarczy.

Złapał za uchwyt i podciągnął się do wagonu. Chwycił moją łopatę i zaczął od razu szuflować. Usiedliśmy z Kazikiem pod ścianą, na wolnym już od węgla kawałku podłogi. Widziałem kilka razy Tadzia przy robocie, ale teraz mogłem go poobserwować, samemu nie będąc zajęty pracą. Był naprawdę specjalistą w swoim fachu. Kto by go zobaczył pierwszy raz, nie pomyślałby że taki mikrus, takie chuchro potrafi przy ciężkiej, fizycznej robocie pracować szybko i bez widocznego wysiłku. Przy szufli wyglądał jak dziecko. Było to jednak żylaste i umięśnione dziecko, wprawione przez lata takiej pracy. Jedno mnie zastanawiało – kiedy z nim wcześniej pracowaliśmy, prawie nigdy nie jadł w przerwach, tylko pił herbatę; najwyżej ugryzł dwa-trzy kęsy kanapki i resztę zawijał z powrotem. „Skąd w nim tyle siły i wytrzymałości? Do tego przecież za kołnierz nie wylewa”. Przestałem marnować chwilę odpoczynku na niepotrzebne deliberacje o tym, jak można się mylić, sądząc po samym wyglądzie.

Na wspomnienie o kanapce od razu poczułem się głodny i wyciągnąłem swoje jedzenie. Tadzio w tym czasie pracował bez chwili wytchnienia. „Porządnie zarabia na klosa, nie ma dwóch zdań” – pomyślałem z uznaniem.

Spojrzałem na zegarek – minął ponad kwadrans naszego odpoczynku. „No dobra, zarobił swoje, a my odetchnęliśmy”.

– Starczy, Tadzio. – Podniosłem się z podłogi i sięgnąłem do kieszeni, gdzie zawsze przekładałem pieniądze z wyjściowych spodni do roboczych. – Zarobiłeś swoje. Masz na klosa i jeszcze na fajki. Pruj.

Radość rozświetliła jego chudą twarzyczkę. Otrzepał się pobieżnie z pyłu węglowego, chwycił swoją wypłatę, wrzucił na siebie kurtkę i zeskoczył z wagonu.

– Dzięki, chłopaki! Lecę, bo mi sklep zamkną!

– Trzymaj się, trzymaj. Tylko nie wypij na raz – odkrzyknąłem i chwyciłem za szuflę. „Taa, nie wypije na raz. Jakbym ich nie znał” – przemknęło mi przez głowę.

Odpoczynek nam się przydał. Lżej już chodziłem te trzy kroki do węgla i z powrotem do drzwi wagonu. Po kolejnej godzinie dotarliśmy do drugich drzwi. Robota znowu poszła szybciej; nie musieliśmy chodzić z węglem, wystarczyło tylko machać szuflą.
***
cdn.
 
 
jaga 
Jadwiga


Wiek: 23
Dołączyła: 31 Mar 2011
Posty: 4521
Skąd: lubuskie
Wysłany: 2021-03-24, 10:57   

pomocnik nawet na piętnaście minut się przydał
no to do cz. 6 przechodzę
_________________
Jestem jaka jestem. Niepojęty przypadek, jak każdy przypadek.

— Wisława Szymborska
 
 
Hardy 


Dołączył: 08 Gru 2015
Posty: 1739
Wysłany: 2021-03-24, 18:04   

Każda pomoc jest przydatna, kiedy człek chwilę na oddech chce złapać ;)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
POSTscriptum Strona Główna » PISANE PROZĄ » Różne gatunki prozy » Amerykan, cz.5


Kontakt:

w sprawach merytorycznych:
Amandalea: amandalea@interia.pl, Leszek Wlazło: niepoeta2@wp.pl

w sprawach techniczno-merytorycznych:
Łukasz Pfeffer (luk19952): lukasz@pfeffer.com.pl


Pfeffer.com.pl - Zaistniej w internecie
 
 

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by Dustin Baccetti modified by Nieoficjalny support phpBB2 by Przemo