Gorgiaszu, kot i ja bardzo cieszymy się z Twojej wizyty.
Jak widzisz, nie porzuciłam pędzla i palety i nadal - od czasu do czasu - coś tam „zmalowuję”.
Tym razem powstaje cykl „Kot w Krakowie”; i w kolorze, i w rysunku.
Nie ukrywam, że cieszy mnie także to, iż znajdują się nabywcy, którzy chcą nimi (obrazami, nie kotami, bo tym należy się pełna micha, czułość i pozostawienie marginesu swobody) przyozdabiać swoje ściany. To zawsze satysfakcja i jakaś forma uznania dla „popełniającego”.
Jago, kocisko chciało wdzięcznie zakręcić ogon w klucz wiolinowy, ale czy to ogona, czy umiejętności brakło? Nie pytałam.