Codziennie wydostawanie się na wierzch, wymaga odrobinę
więcej czasu. Niezauważalnie, a jednak zwiększa się dystans
do rzeczy namacalnych, dźwięk organów przenosi o włos
dalej. Jasne, mamy coraz więcej okazji, ale w dużej mierze
powstają duże luzy. Między zmęczonymi materiałami wiatr
hula w papierowych torebkach, tylko wyschnięte stawy
u podnóża wzgórz zachowują wiernie pęknięcia, jakby musiały
koniecznie czekać w nieskończoność, aż przetoka zarośnie
i cienie będą mogły się poświęcić. Każde twoje życzenie
to kamyk do kolekcji osobliwości. W cenę życia wliczony
wilczy bilet i pełna micha, która nocą oświetla cyferblaty
twarzy, podpowiada jak przejść suchą stopą ze snu do snu
oblec się w ciało, zdolne ocalić strzępki rozmów i filcowy
kapelusz dziadka, który jako jedyny nigdy się nie odnalazł.