Papugi… Podziwiamy te piękne ptaki z powodu ich wspaniałego upierzenia. Kojarzą się nam z rajskim ogrodem… Ale czy przyszłoby nam do głowy aby przyrządzić z papugi pieczyste?
Jurata Bogna Serafińska
„Wesele „Papugi”
Trzynaście opowiadań Jerzego Reutera przeczytałam jednym tchem. Zostały napisane lekko i zgrabnie. Dotyczą spraw poważnych, związanych z ludzką egzystencją i sensem życia. Są wśród nich utwory, których akcja dzieje się współcześnie, są też takie, które odwołują się do historii. Podobnie – jeśli chodzi o miejsce akcji – niektóre dramaty rozgrywają się w naszym kraju – w miejskich blokowiskach lub na wsi, inne w krajach odległych, a nawet egzotycznych.
W czasie lektury zauważyłam, że w każdym opowiadaniu są zdania, które mogą wejść do naszego języka jako nowe przysłowia. Oto przykłady:
„Oprócz tego, co musimy, nie musimy już nic więcej” – z opowiadania „Bo ja robię co chcę”
„Praktyczność mojego obiadu polega na tym, że tuczy tylko w połowie, bo w połowie jest kradziony” – z opowiadania „Fermentacja”.
„Przegrany pasjans śmieje się szyderczo kolorowymi obrazkami kart” – z opowiadania „Skarb”.
„Przy weselnym stole (…) otworzyły się przed nami patriotyczne wrota” – z opowiadania „Wesele „Papugi” i ból Rotha”
Opowiadanie „Wesele „Papugi” i ból Rotha” zostało opublikowane już wcześniej w wydanym w Płocku w grudniu 2008r. pierwszym numerze Kwartalnika Artystyczno-Naukowego – Ogólnopolskiego Pisma Stowarzyszenia Autorów Polskich.
Teraz ten tekst wszedł wraz z innymi do publikacji będącej zbiorem opowiadań Jerzego Reutera.
„Wesele „Papugi”” zainteresowało mnie z powodu swojego oryginalnego australijskiego, czy raczej nowozelandzkiego wątku.
Papugi… Podziwiamy te piękne ptaki z powodu ich wspaniałego upierzenia. Kojarzą się nam z rajskim ogrodem…
Ale czy przyszłoby nam do głowy aby przyrządzić z papugi pieczyste? Chyba jednak nie. A taki problem zaistniał kiedyś, przed wielu laty … Emigrant, który przybył z Polski i znalazł się na ziemi Australijskiej w zupełnie nowym środowisku i w nowych warunkach – miał problem z jego rozstrzygnięciem. Zostało to opisane przez Jerzego Reutera –
„Ten Kreuzman, mesie Górecki, zwiał z Odessy i on był matros. (…) on wylądował w tej New Zealand i tam się ożenił. Wyobraź pan sobie, ze on napisał zapytanie czy jako prawowierny Żyd może jeść papugę! Rozumiesz pan? papugę! Tam była jakaś plaga czy też coś i ichni rząd płacił od zabitej sztuki. Kreuzman polował na papugi i z tego żył. Czy ktoś w Galicji mógł to pojąć?”(…) on sobie to wyliczył, że taniej będzie te papugi żreć niż je sprzedawać.”
W opowiadaniu „Fermentacja” mamy obraz emerytów, których świadczenia nie wystarczają na to aby się wyżywić. Autor opisuje scenki z ich życia z właściwym sobie humorem i fantazją. To nie jest już tylko opowiadanie. To jest … jak dokument – prawdziwy zapis naszej rzeczywistości.
Podobnie zapisem naszych czasów jest opowiadanie „Gołębie”, zawierające obserwacje z życia zarówno ludzi jak i ptaków odwiedzających balkony w blokowiskach.
Jestem zachwycona tekstami, w których jak w lustrze przegląda się nasza obecna rzeczywistość, chociaż ona sama nie jest godna zachwytu.
Muszę wspomnieć też o tym co mi się w „Opowiadaniach” nie podoba. Może jestem staromodna ale nie lubię, używanego obecnie coraz częściej, zwrotu „ubrała buty.” Znalazłam to sformułowanie w opowiadaniu „Tylko jeden raz”
Ale to tylko jeden szczegół, który przytoczyłam dla zachowanie równowagi, bo generalnie podoba mi się styl i lekkość pióra autora.
„Opowiadania” Jerzego Reutera to książka, którą na pewno warto przeczytać.
Jurata Bogna Serafińska
( za Przegląd Australijski )
Jerzy Reuter „Opowiadania” ISBN 978-83-928228-8-2, HapoBox 2009, 114 s.
Paweł Walczak - "Opowiadania"
Jeśli nazbyt mocno uwierzyłeś w schemat „praca, rodzina, telewizja, sen” a wszyscy sąsiedzi wydają się jednakowo szarzy - lektura „Opowiadań” Jerzego Reutera może sprawić, że inaczej będziesz spoglądał na pozamykane drzwi mieszkań na klatce schodowej i podlewającego kwiatki sąsiada. Może nawet uratujesz się od zblazowania?
Autor w swoich utworach wykreował rzeczywistość, w której rzeczy z pozoru istotne w naszym schematycznym świecie - jak choćby wizyta policjanta z wezwaniem do sądu - to tylko błahostki, w porównaniu ze zniknięciem Pirata – przywódcy stada gołębi, gromadzących się na balkonie. Łatwo dać się wchłonąć temu światu, gdyż wszystkie niezwykłości i kontrasty są mocno osadzone w rzeczywistości i narysowane bardzo wyraźnie: brudne, postpeerelowskie mieszkania w kartonowych blokach, oficyny, szare mury, zapach stęchlizny. W dodatku ciężkie niebo zbiera się nad bohaterami. To oni czynią ten przegniły świat innym – albo jeszcze bardziej mrocznym, albo nieco go sobą kolorują. Albo postacie wiodą spokojne życie w swoim mikrokosmosie z poprzewracaną hierarchią wartości lub niecodziennymi pasjami, albo znajdują się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, co kończy się tragicznie. Autor potrząśnie Tobą za pomocą tak jednych, jak i drugich; dodając przy okazji choroby psychiczne, menelstwo, heroinę, pokręcone relacje z przewracającą się w swoim mieszkaniu, starszą sąsiadką, wojnę. Zresztą z całej tej wyliczanki ta ostatnia okazuje się najmniej straszna, poza trzema zabitymi osobami - zdaniem kilkuletniego narratora - „nic ciekawego się nie działo”. Oryginalni bohaterowie wykorzystują sytuację do swoich celów, albo niecodzienna sytuacja wykorzystuje ich... Tak anomia staje się stanem naturalnym. Są teksty, w których autor daje nam odpocząć od charakterystycznego, miejskiego turpizmu, ale nie spuszcza z tonu, gdy chodzi o pozostałe cechy „Opowiadań”.
Jeśli życie w większym mieście nie jest Ci obce, a „Dekalog” Kieślowskiego i pomysł ukazania życia mieszkańców warszawskiego osiedla do Ciebie przemawiał – warto przeczytać „Opowiadania”. O ile nie masz nic przeciwko większej dozie niezwykłości, industrialnego brudu, alkoholu i śmierci.