pewnej starszej kobiecie ubranej w szary płaszcz,
ze skupieniem czytającej książkę w autobusie miejskim
Jeździła miejskimi autobusami
i czytała książki. Nie dotykała
gazet ani kolorowych magazynów.
Interesował ja tylko jeden mężczyzna,
ale już dawno odszedł z inną.
Czasami zostawiała ślady łez na poduszce
i potrafiła nie spać dwie noce.
**********************************************
maska
w kobiecie
pożyczone żebro
macica
może zwyczajne zwierze co
ponętnie trzepocze słowami
gdyby nie miała zmysłów
nastawione na odbiór
bodźce
rozpraszałyby szmery za oknem
ukryte w pończochach
z głową schyloną do ziemi
niejasne granice
Nie nosiła zegarka
i wciąż jeździła tymi cholernymi autobusami.
Choroby dopadały ja znienacka.
Unikała lekarzy i obcokrajowców,
a po rynku chodziły za nią gołębie.
W końcu zeszła na zawał
w nie całkiem podlej restauracji.
wiedzeni zgubnym instynktem już nad kołyską
roztaczają wizję nie raz strawili
poddając wcześniej specjalnej obróbce
człowieka
czuli ten szmal jak cielęcinę jeszcze zanim
wypadły mleczne
pewnością słów budują dywany ścieląc pod stopy
fantonom w usztywnionych kołnierzach zachowań
z ciągłym niedosytem
uzależnieni jak od kokainy
w czarnych okularach zlewa się kolor afrykańskich dzieci
wsiąkają w pustynny piasek jak krople deszczu
Trwaj miłości infantylna! Nuto stała!
Rozbrzmiał głos zegara dziejów nad dziejami...
Wybijane są godziny, wciąż, bez mała.
Sprzątać kurz ten krwawy trzeba by latami.
Gdy dziś rano bezlitosna fala wzbiła,
Mnie łza przeszła koło ucha, niezbyt wielka.
Choćby nawet wzgórza Rzymu się chwyciła,
Nie powstrzyma słusznych racji, Dręczycielka.
Do rozpędu, do rozwoju biec nam trzeba!
Bez kolorów, bez humorów i bez nieba.
Widzisz szczyt? Tam na tej górze, tam wysoko?
To jest czułość, tam nie sięgnie Wasze Oko.
nie umiesz zwalniać na zakrętach
szczególnie tych życiowych.
odkręcasz gaz i znów przypadkowo
ratują cię nieszczelne okna.
noże tępią się w twoich palcach
a tabletki ulegają przeistoczeniu w placebo.
później przypomina ci się matka
i zaczyna boleć staw ramieniowy.
koniec eksperymentów.
w razie niebezpieczeństwa mocno pociągnąć
za rączkę. nadużycie będzie karane.
********************************************
Nadzieja
Potem byłem ja
była ona
i to co za nami
czasami tylko ból i łza
powraca
Kiedyś może żal
wspomnieniem będzie
z czasem pytaniem
zostanie
********************************************
Pogrudzień
Mróz. Zawodowi gwałciciele osiedli na laurach.
Nawet ekshibicjonistą się nie chce spacerować
w cienkich płaszczach.
Kominiarze w środkach komunikacji miejskiej,
subtelny zapaszek spalenizny. Zawód zaufania
publicznego szczególnie gdy nazbyt obciążone
konstrukcje nośne.
Kominy dumnie wznoszą się ponadto.
Z ich szczytów lepsza perspektywa,
na jutro.
Tymczasem filo, albo anty wciąż wyłazi z cholewek.
Obietnice których i tak nikt nie spełni.
Nawet złota rybka jest tylko od trzech życzeń.
Dobra, chodźmy lepiej na sanki. Albo zostawić ślady na śniegu.
************************************************
wyklętemu
drużbowie przed trumną
przeżuwają śmiech
świece pijane od westchnień -
nareszcie
to jego święto
zorientował się jak sformułować zaproszenie
by sala - zwykle pusta -
wypełniła się skupionymi maskami -
pełen poświęcenia
wybitny umysł
i takie tam
za chwilę ślina
niby nie wypada
ale ileż można połykać
zakląłem
chrzęst blach za stalaktytami -
już czas?