(fragment nowo pisanych wspomnień sprzed ok. 30 lat)
(...)
Ten rocznik chłopców był wyjątkowo dobry, na tle innych klas. Spraw wychowawczych i dyscyplinarnych miałem stosunkowo mało; zgrałem się z podopiecznymi przez trzy lata wychowawstwa. Wspólny wyjazd do Bachotka był dla nich nagrodą – prezentem na zakończenie nauki.
Dlatego ucieszyłem się a nawet zrobiło miło na sercu, kiedy na zakończenie roku szkolnego, po rozdaniu końcowych świadectw i pożegnaniu z każdym, już absolwentem, trzech chłopców wręczyło mi bardzo ładny bukiet. W naszej szkole było to coś wyjątkowego; w klasach dziewcząt wychowawczynie przeważnie dostawały kwiaty, ale w klasach męskich się nie zdarzało.
Ta trójka uczniów dziesięć minut wcześniej poprosiła mnie o możliwość chwilowego wyjścia z sali. „Zaraz wrócimy, zapomnieliśmy, ee… musimy coś jeszcze załatwić”. Wyraziłem zgodę. Dobrze się domyśliłem, co ich pogoniło – szybko wrócili do sali lekcyjnej i, jeszcze lekko zdyszani, uroczyście obdarowali mnie tym bukietem kwiatów. „Chłopcy, bardzo wam dziękuję”. „To my panu dziękujemy, że pan wytrzymał z nami”.
Czyż może być coś bardziej satysfakcjonującego dla nauczyciela, niż podziękowanie na zakończenie?
Rozradowany, cały w skowronkach, mocno uścisnąłem dłoń każdemu z trójki delegatów klasy. Nie zdążyli jeszcze usiąść, kiedy otworzyły się drzwi sali lekcyjnej i z korytarza prawie wbiegł zdyszany, starszy mężczyzna, a za nim weszło dwóch policjantów. Zaskoczony, nie zdążyłem nawet zareagować, kiedy tenże wskazał oskarżycielsko palcem na trójkę chłopców i zawołał:
– To ci! Oddaj pan! – Korzystając z mojego stuporu prawie wyrwał mi bukiet z ręki.
– Co pan robi?! – Tak mnie zaskoczył, że nie od razu zareagowałem.
– To moje kwiaty! Przyniosłem na grób matki! A ci je skradli! – Oskarżycielsko wskazał palcem na stojącą trójkę chłopców.
W tym momencie wolałbym nie przeglądać się w lustrze. Zresztą… lustra w sali nie było i dobrze. Musiałem wyglądać na twarzy jak, nie przymierzając, czerwonoskóry, o ile nie burak.
– Czy to… – ledwie wykrztusiłem a dalsze słowa już mi nie przeszły przez gardło. Spojrzałem tylko na moich darczyńców z niewypowiedzianym pytaniem w oczach.
Opuścili tylko głowy i jeden lekko potaknął głową.
– Nie dostaliśmy jeszcze dzisiaj wypłaty. – Jeden z nich wyszeptał. – Chcieliśmy później odkupić kwiaty i zanieść na ten grób.
Przeciągnąłem powoli dłonią po twarzy, aby się uspokoić. Kiedy się powiada, że „czasem człowiekiem targają sprzeczne myśli”, to właśnie teraz byłem takim przykładem.
– Proszę ich aresztować!– To domniemany właściciel bukietu znowu się rozwrzeszczał, odwracając się do stojących w milczeniu policjantów. – Z grobu mojej matki!
– Zaraz, spokojnie, proszę tu nie wrzeszczeć. – Starałem się mówić dość spokojnie, chociaż pewnie tembr mojego głosu był o kilka decybeli wyższy niż normalnie. – Panowie, wyjdźmy na korytarz i sobie wyjaśnimy. – Policjanci jakby na to czekali; od razu wyszli. Tylko tego z odzyskanymi już kwiatami w ręku musiałem delikatnie obrócić i nakierować w stronę drzwi. Lekko się opierał, ale jednak wyszedł. Ja za nim i zamknąłem drzwi od zewnątrz.
– To moi chłopcy. Może pan teraz spokojnie powiedzieć, jak to się stało? – Moje oszołomienie już minęło, zacząłem mówić normalnym głosem. – To bardzo nieprzyjemna sytuacja, mam akurat zakończenie roku szkolnego. – Zacisnąłem wargi i pokręciłem głową.
– Panie, jakich pan ma chłopaków?! To złodzieje!
– Niech pan się uspokoi i przestanie tak łatwo szastać oskarżeniami. – Starałem się mówić powoli, aby nie zaogniać sytuacji. – Powie pan wreszcie, jak to było?
– Panie, bo jak przyniosłem dzisiaj kwiaty dla matki – zaczął wreszcie mówić dość normalnie – to jak wyszłem z cmentarza patrzę, a nie mam saszetki. A tam dokumenty, pieniądze i wszystkie klucze! – Na wspomnienie aż się chwycił za głowę. – Musiałem zostawić na ławeczce przy grobie. No to w te dyrdy z powrotem. Dochodzę i tylko zobaczyłem z daleka tę trójkę – wskazał głową w stronę sali lekcyjnej – jak mi kradną kwiaty z grobu. To nie krzyknąłem, aby nie uciekli, tylko poszłem do grobu. Patrzę, saszetka na szczęście leży, to ją wziąłem, o ta – uniósł ją, dotąd trzymaną w ręku – i za nimi. Szli szybko, ale tyle zdążyłem za nimi. A panowie policjanci akurat szli, to im powiedziałem i za nimi, za pana chłopakami, aż tu. Mojej matce ukradli! Co z nich wyrośnie, trzeba ich pod sąd i…
– Słyszy pan siebie, co pan sam powiedział? – Przerwałem mu tyradę zdecydowanym ruchem ręki. – Proszę nie rzucać oskarżeniami. Pan zostawił saszetkę ze wszystkim, a moi chłopcy… no fakt, ukradli kwiaty. Ale saszetki nawet nie dotknęli. To jacy z nich złodzieje? – Wymownie podniosłem brwi. Chyba do niego dopiero teraz dotarło, gdyż otworzył usta i ponownie je zamknął bez jednego słowa. Chciałem jednak szybko zamknąć to nieprzyjemne zdarzenie. – Nie ma dwóch zdań, chłopcy wzięli pańskie kwiaty, to jest naganne. Złodziejami na pewno jednak nie są, poznałem ich dobrze przez trzy lata nauki. Nie mieli pieniędzy, chcieli mi zrobić przyjemność, gdyż już kończą szkołę… Przepraszam za nich i w ramach rekompensaty zapłacę panu za te kwiaty. Ile? – Wyjąłem z marynarki portfel.
Zaskoczyłem go. Chrząknął i machnął ręką:
– Dobra, panie. Ja tam nic nie chcę.
– To jeszcze raz przepraszam i do widzenia… a może lepiej nie do widzenia. Muszę wracać do klasy. Panowie – zwróciłem się do dwójki policjantów stojących za mężczyzną. Przez cały czas nie odezwali się nawet jednym słowem. – Możemy tak zamknąć sprawę i zapomnieć?
Obaj kiwnęli potakująco głowami, a jeden ukradkiem pokazał mi uniesiony w górę kciuk.
– Jeśli ten pan nie ma już pretensji, to nie będziemy robili notatki służbowej. Tak przy zakończeniu roku szkolnego nie wypada. Do widzenia.
Kiwnąłem im głową. Poczekałem aż weszli na schody prowadzące na parter i wróciłem do sali lekcyjnej. Trójka „delegatów klasy” dalej stała przed ławkami. Miny mieli bardzo niewyraźne. Mnie już jednak minęło.
– Siadajcie. – Poczekałem chwilę i sam stanąłem przed biurkiem nauczycielskim, opierając się o nie z tyłu rękoma.. – I jak mam skomentować? Chyba nie muszę. Ale jedno zdanie. Rozumiem intencje, ale nie… wykonanie, chłopcy. Czasem dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Zapominam, gdyż to nasze ostatnie spotkanie. Przechodzimy do wręczenia waszych świadectw końcowych. Jędrek Adamczewski…